Wszystko mi jedno, czy czytam "Fakt", któremu jest wszystko jedno, czy "Gazetę", której nie jest, czy też gazetę.pl, której jest i nie jest jednocześnie.
"Fakt", jak to tabloid, jedzie w swoim stylu i donosi, że
"Gry robią z dzieci morderców" ilustrując to nieźle dobranym obrazkiem z Manhunt 2. Polemizować nie ma sensu, bo tabloid nie kieruje się kryterium racji, prawdy czy sensu. Nie z takim celem się go produkuje i nie ma co się denerwować, bo to jałowe podejście. Można się z tego śmiać, można też nad tym płakać, ale walczyć z tym to jak walczyć z lodowcami.
I autor GameCornera - blogoidowego serwisu Agory - nawet nie próbuje Po prostu
pokazuje skan. Wydźwięk jest ironiczny i bardzo słusznie - tyle wystarczy. A co robi wydawca jedynki portalu gazeta.pl? Wrzuca to oczywiście do jednego z jedynkowych boksów!
"Faktu" można nie lubić, "Faktem" można się brzydzić, "Fakt" i wydającego go "za niemieckie pieniądze" Axla można nienawidzić, ale jedynka musi się klikać. Wiem z autopsji.
Upadek, postępująca tabloidyzacja i gęstniejąca hipokryzja rodzimych mediów napawają mnie coraz większą odrazą. Chwilami poważnie myślę o przebranżowieniu. W Polsce nie ma już "poważnych gazet" czy szerzej "poważnych mediów - wszyscy robimy w tabloidach, to one dyktują nam styl i hierarchie ważności wiadomości, tylko nie wszyscy umiemy się do tego przyznać. I w tym sensie miał sporo racji
Jacek Żakowski komentując podziały w naszej branży. Podziały fikcyjne, podtrzymywane przez tych, którym wciąż wstyd się przyznać, że tak naprawdę pracują w tabloidzie.
I nie piję tu personalnie do kolegów z gazety.pl. Po
ostatniej wpadce miałem się w ogóle powstrzymać od czepiania, a padło na Was tylko dlatego, że wciąż odwiedzam Waszą stronę, w przeciwieństwie do stron ewentualnie konkurencyjnych. Robię to jednak coraz rzadziej, podobnie jak coraz rzadziej włączam telewizor (po prawdzie od pewnego czasu znów mam, a nie włączam w ogóle). Wiadomości czytam przez Google Readera, co pozwala mi jeszcze jakoś odsiać te wszystkie głupoty, które na portalach wypełniają miejsce między ważnymi wiadomościami. A o te ostatnie też coraz trudniej.
Ba, tabloidyzują się nawet blogi! Kiedyś ciekawe, z czasem robią się nudne i wtórne. Zaczynają - na swoją skalę i w swojej niszy - gonić za newsem kosztem rzetelności, kosztem dokładności, kosztem wartości dodanej, którą dopiero co zaskarbiły sobie uwagę czytelników.
Nędza, moi drodzy. A my w niej po uszy. Tak, że niektórzy nawet nie dostrzegają, że ją współtworzą, a inni się cieszą, że coś "wymaga mało roboty, a nieźle się klika".
Do tego, że ludzie mówią "nie oglądam telewizji" już się przyzwyczailiśmy, tym bardziej, że często w rozwinięciu było "wiadomości czytam w internecie" i to nas nawet cieszyło. Dziś coraz częściej słyszę "nie zaglądam na portale", "nie oglądam ich jedynek". Oczywiście to wciąż nie są liczby, które zatrzęsą potęgą telewizji czy portali, ale to akurat lepiej - gdy tylko RSS stanie się na tyle popularnym narzędziem, by portale to odczuły, wejdą weń z butami (reklamami, gołymi dupami i cycami, bo te przecież klikają się najlepiej). Miejmy tylko nadzieję, że wtedy jakaś inna niszowa technologia znów pozwoli to odsiać. A potem znów się ją skolonizuje. I tak w kółko.
Zastanawia mnie jedno - takie głosy, jak ten mój, słyszę co krok. Mówią to czytelnicy, mówi to wielu dziennikarzy, a ostatnia debata wokół nagrody dla Bogdana Rymanowskiego pokazała, że i redaktorzy z samych szczytów mają mniejszą lub większą świadomość tego problemu (choć wciąż jeszcze skrywaną i odpychaną od siebie, ale jednak mają). Wiem, nie obracam się w reprezentatywnym środowisku, ale i tak mam wrażenie, że na polskim rynku istnieje jakąś gigantyczna nisza, luka do wypełnienia przez rzetelny, sensowny, spokojny, unikający tabloidowej estetyki portal. Czekam, kto w końcu zaryzykuje i zrobi coś takiego, co zaskoczy wszystkich swoimi wynikami. Obawiam się jednak, że na rynku nie ma gracza, który zaryzykowały start z takim projektem i włożył w niego odpowiednie pieniądze na promocję, sensowną, porównywalną z gazetową, obsadę redakcyjną, hosting i całą niezbędną obudowę. Martwię się, że grupka ewentualnych czytelników okazałaby się zbyt mała. A zresztą, jak taki produkt wypromować? Jak go sprzedać pomiędzy tym wszystkim, o czym napisałem? Przecież nie krzykliwą reklamą - więc czym? Ślepy zaułek?