Policjanci i saperzy
Kończą mi się zapasy. Trzeba będzie napisać coś nowego. A tymczasem jeszcze trzy krótkie recenzje. Tym razem raczej kino dla chłopaków.
Max Payne, reż John Moore, USA 2008. O komputerowej grze "Max Payne" wiem tyle, że istnieje. Nie grałem, nie byłem fanem, więc nie miałem szczególnych oczekiwań. Obejrzałem kawałek współczesnego teledysku - trochę "Sin City", trochę "Nocnej straży", niezbyt głęboki scenariusz, płaskie jak tektura postacie, dużo spowolnionych zdjęć i przyzwoite efekty specjalne. Do tego mizerne aktorstwo i laski o wulgarnej urodzie - słowem wszystko, co potrzebne do szczęścia maniakowi gier ;) Dla amatora łatwej, ale porządnej, kinowej rozrywki to stanowczo za mało. Do oglądania na poważnie się to nie nadaje, bo jest zbyt puste - do oglądania dla śmiechu zbyt nadęte. A gracze pewnie i tak wolą oryginał. Po co się robi takie filmy?
Pride And Glory, reż. Gavin O'Connor, USA, Niemcy 2008. Nawet w plakacie promującym ten film można się doszukać pewnego podobieństwa do opisanego przeze mnie jakiś czas temu "Righteous Kill". Już wtedy wspomniałem, że liczę na lepsze kino i tym razem się nie zawiodłem. Temat złych policjantów nie jest nowy, a fabuła klasyczna - na podziały między złymi i dobrymi gliniarzami nakładają się rodzinne koneksje. Brat będzie musiał stanąć przeciwko mężowi siostry, a przy okazji wyjdzie na jaw, że nikt nie ma czystych rąk. Nic nowego. Podane w sosie dobrego, męskiego kina, w którym takie słowa jak honor czy przyjaźń nie wywołują tylko pustego śmiechu. Rozsądnie spędzone dwie godziny, ale do historii filmu kryminalnego ta produkcja nie przejdzie. Niemniej Norton z Farrelem stworzyli całkiem udany duet na planie. Na pewno lepszy, niż dziadki ze wspomnianego wyżej filmu.
The Hurt Locker, reż Kathryn Bigelow, USA 2008. Ponieważ co i raz ktoś zagląda na blogaska wpisując do Google zapytania o "filmy o wojnie w Iraku", czuję się w obowiązku napisać parę zdań o kolejnym, który się nawinął. Nawet kiedyś wrzucałem trailer. I to chyba wystarczy, bo niestety film poniżej oczekiwań. Owszem, poprawnie wymyślone i nawet nieźle nakręcone, ale główny bohater - saper z przeszłością (to chyba rzadki przypadek), straceniec z wyboru jest niewiarygodny. Szuka guza, ryzykuje bez sensu, popisuje się przed wszystkimi. W tym zawodzie to się chyba nie sprawdza. O wojnie znów nie dowiadujemy się z tego filmu wiele - że jest dużo krwi i dużo wybuchów, i nie wszyscy dają radę. Mało, mało. Ciekawe, czy ta wojna doczeka się swojego "Czasu apokalipsy" lub "Plutonu"?
Max Payne, reż John Moore, USA 2008. O komputerowej grze "Max Payne" wiem tyle, że istnieje. Nie grałem, nie byłem fanem, więc nie miałem szczególnych oczekiwań. Obejrzałem kawałek współczesnego teledysku - trochę "Sin City", trochę "Nocnej straży", niezbyt głęboki scenariusz, płaskie jak tektura postacie, dużo spowolnionych zdjęć i przyzwoite efekty specjalne. Do tego mizerne aktorstwo i laski o wulgarnej urodzie - słowem wszystko, co potrzebne do szczęścia maniakowi gier ;) Dla amatora łatwej, ale porządnej, kinowej rozrywki to stanowczo za mało. Do oglądania na poważnie się to nie nadaje, bo jest zbyt puste - do oglądania dla śmiechu zbyt nadęte. A gracze pewnie i tak wolą oryginał. Po co się robi takie filmy?
Pride And Glory, reż. Gavin O'Connor, USA, Niemcy 2008. Nawet w plakacie promującym ten film można się doszukać pewnego podobieństwa do opisanego przeze mnie jakiś czas temu "Righteous Kill". Już wtedy wspomniałem, że liczę na lepsze kino i tym razem się nie zawiodłem. Temat złych policjantów nie jest nowy, a fabuła klasyczna - na podziały między złymi i dobrymi gliniarzami nakładają się rodzinne koneksje. Brat będzie musiał stanąć przeciwko mężowi siostry, a przy okazji wyjdzie na jaw, że nikt nie ma czystych rąk. Nic nowego. Podane w sosie dobrego, męskiego kina, w którym takie słowa jak honor czy przyjaźń nie wywołują tylko pustego śmiechu. Rozsądnie spędzone dwie godziny, ale do historii filmu kryminalnego ta produkcja nie przejdzie. Niemniej Norton z Farrelem stworzyli całkiem udany duet na planie. Na pewno lepszy, niż dziadki ze wspomnianego wyżej filmu.
The Hurt Locker, reż Kathryn Bigelow, USA 2008. Ponieważ co i raz ktoś zagląda na blogaska wpisując do Google zapytania o "filmy o wojnie w Iraku", czuję się w obowiązku napisać parę zdań o kolejnym, który się nawinął. Nawet kiedyś wrzucałem trailer. I to chyba wystarczy, bo niestety film poniżej oczekiwań. Owszem, poprawnie wymyślone i nawet nieźle nakręcone, ale główny bohater - saper z przeszłością (to chyba rzadki przypadek), straceniec z wyboru jest niewiarygodny. Szuka guza, ryzykuje bez sensu, popisuje się przed wszystkimi. W tym zawodzie to się chyba nie sprawdza. O wojnie znów nie dowiadujemy się z tego filmu wiele - że jest dużo krwi i dużo wybuchów, i nie wszyscy dają radę. Mało, mało. Ciekawe, czy ta wojna doczeka się swojego "Czasu apokalipsy" lub "Plutonu"?