Link jest mocno spóźniony, bo reportaż ukazał się już bez mała dwa tygodnie temu. Ale to rzecz godna uwagi, więc jeśli nawet większość czytelników już do niego dotarła, to mimo wszystko warto go odnotować.
Najważniejszy agent gestapo w Polsce, pisarz, bohater wywiadu AK, pijak i mitoman, potomek słynnego rycerza, esesman, uwodziciel, kapuś bezpieki. To jeden człowiek.
Wydawać się może, że to historia, jakich wiele, ale nie - to coś, co nawet osoby dobrze znające rzeczywistość okupowanej Warszawy czy szerzej Polski wgniecie w ziemię. Nie jestem do końca przekonany do formy tego tekstu, mam wrażenie, że szkodzi mu tarantinowska struktura, brak normalnej struktury wstęp - rozwinięcie - zakończenie. Z drugiej strony to opowieść, która nawet spisana w punktach by się obroniła. Coś tak porażającego, że dodawanie na koniec, że to gotowy scenariusz na film, który mógłby wstrząsnąć Polską i nie tylko brzmi zbyt banalnie. Zachęcam do lektury - jeszcze nie słyszałem negatywnej reakcji na ten reportaż.
... nieustająco pomaga niezastąpiona strona Dave's Trailer Page (która nawiasem mówiąc dorobiła się wreszcie kanału RSS). Dziś zwróciły się na nią oczy geeków z całej Zjednoczonej Federacji Planet, ponieważ właśnie pojawił się na niej nowy, trzeci już chyba, ale zdecydowanie najlepszy jak do tej pory, trailer nowego "Star Treka". Enjoy!
Art Norblin, spółka będąca właścicielem zabytkowej wolskiej fabryki, uzyskała właśnie zalecenia konserwatorskie - pierwszy, wstępny sygnał akceptacji dla swojej koncepcji zabudowy tego terenu. Portal tvnwarszawa.pl jako pierwszy dotarł do tego projektu.
Trzeba to wyraźnie zaznaczyć: to jest techniczny rysunek, który pokazuje tylko - i aż - skalę przyszłej zabudowy, rozmieszczenie poszczególnych budynków, w tym trzech, jak na Wolę dość skromnych, dominant oraz relacje z zabytkową substancją. Niewiele wiadomo o przyszłej architekturze nowych budynków, choć należy zakładać, że kształtem nie odbiegną znacznie od tego, co widać na obrazku.
Zamiast oceniać projekt, którego właściwie jeszcze nie ma, ograniczę się do dwóch uwag.
Po wojewódzkim konserwatorze zabytków, który mógł zablokować rewitalizację Norblina, ale zaufał inwestorowi i marce pracowni JEMS, na odwagę zdobył się konserwator stołeczny, który dopuścił na terenie fabryki całkiem intensywną zabudowę w zamian za obietnicę zachowania i - co ważne - udostępnienia zabytkowych fragmentów. Do tego w projekt udało się wpasować drugą nitkę ulicy Prostej. Jeśli te ustalenia uda się teraz bezkonfliktowo przełożyć na warunki zabudowy i w końcu na projekt - będzie to nie lada osiągnięcie.
W tej sytuacji trudno mi narzekać i porównywać projekt z wykreowanymi na własne potrzeby oczekiwaniami, które prezentowałem wcześniej na blogu. Wiem, że na taką architekturę, o jakiej marzę, czas w Polsce jeszcze nie nadszedł.
Przyzwoita rewitalizacja Norblina połączona z ożywieniem i otwarciem tego miejsca będzie i tak wielkim wydarzeniem. Dlatego wciąż mocno kibicuję JEMS-om i urzędnikom, którzy już za kilka dni będą się chwalić tym projektem w Cannes. Oby udało się doprowadzić go do końca w zgodzie z obietnicami.
Wizualizacja: Art Norblin Tekst opublikowany także w portalu tvnwarszawa.pl
Myślenie nie wypada najlepiej w telewizji, o czym tamtejsi reżyserzy wiedzą już od dawna. Niewiele jest w nim do oglądania. Słowem nie jest ono sztuką widowiskową.
Neil Postman - Zabawić się na śmierć
Nie wciągnąłem jeszcze całej książki, więc nie mam zamiaru jej recenzować, ani nawet polemizować z jej tezami (tym bardziej, że z większością trudno się nie zgodzić). Po prostu chciałem się pochwalić swoją nową sygnaturką. No i napomknąć, że to ciekawa lektura. Niezbyt odkrywcza, ale ma już bez mała ćwierć wieku, więc nie oczekujmy zbyt wiele. Inna rzecz, że czytając ją można sobie z całą mocą uświadomić, że taki mniej więcej jest dystans kulturowy między nami a Stanami. Przy czym Postman dodałby pewnie, że nie mamy czego żałować.
Ja ostatnio staram się trochę zapanować nad zalewem papki - selekcjonuję RSS-y, wyrzucam zakładki i przede wszystkim czytam książki, a nie prasę. Czytam niewiele, trochę w drodze do pracy, trochę wieczorem w łóżku, bo choćbym nie wiem jak był po robocie spieprzony, to i tak od razu zasnąć nie idzie. Lista pozycji, które chciałbym przeczytać wciąż się wydłuża, ale przynajmniej te, które już kupiłem się nie kurzą. Dobra odtrutka.
A na koniec jeszcze jeden cytat z nocnych redaktorów rozmów, o książce Postmana właśnie:
- Tylko jedna słabość, że wtedy jeszcze nie było internetu. - No, to mamy lukę do wypełnienia. - No. I wypełniamy. Rajstopami.
Nie wiem, jak to się odbija na papierze - gazetowi komentatorzy sportowi mają nowego bohatera do zajeżdżenia. A imię jego Tomasz, a nazwisko Kuszczak, a problem jego to fakt, że - w ich ocenie - spadł na pozycję numer 3. na liście bramkarzy (Glory Glory!) Man United. I jak sobie poradzi, co zrobi, kto go utula - oto, co ich zajmuje. Polsko-brytyjski alians tabloidowy dał radę - częściowo, przy decydującym wkładzie samego zainteresowanego, ale jednak - osłabić pozycję i kondycję Borubara. Zgrał się Artur. Czas na Tomka. Do ziemi, dłońmi naszemi...
Nie linkuję, lecz rymuję: dowodów szukajcie w prawej szpalcie.
Kilka tygodni temu na blogu i na tvnwarszawa.pl komentowałem sprawę wieżowców, które wypadły z projektu miejscowego planu zagospodarowania dla obszaru Towarowa / Okopowa. W nawiązaniu do niego powstał właśnie tekst "Wieżowce znikają z miejskich planów".
Wiele wskazuje na to, że podpis prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz na tym dokumencie pojawił się jeśli nie przypadkowo, to w każdym razie w skutek braku koordynacji między działaniami różnych biur w ratuszu. Okazało się przy tym, że wbrew wyrażonej przeze mnie wtedy opinii, firma Ghelamco też nie ma powodów do zadowolenia - w projekcie planu także ich inwestycja zmieniła kształt: wróciła do formy, o zmianę której poprosił inwestora sam ratusz!
Więcej o zamieszaniu wokół wolskich wieżowców na tvnwarszawa.pl.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to w chwili, gdy ta notka pojawi się na blogu pod adresem monitornieruchomosci.pl będzie można już zobaczyć nowy, branżowy serwis o oczywistej tematyce. W ramach dobrze rozumianej prywaty robię mu niewielką reklamę.
"Monitor Nieruchomości" został przygotowany przez grupę redNet, znaną z działalności konsultingowej oraz z innego popularnego serwisu - Tabeli Ofert. Twórcą - zarówno strony merytorycznej, jak i layoutu - jest Radek Górecki, były szef działów nieruchomościowych w "Pulsie Biznesu" i "Dzienniku". W tym drugim tytule mieliśmy okazję nie tylko pracować razem, ale przede wszystkim się zaprzyjaźnić. Przyznam, że gdy zaczynaliśmy pracę w Axlu jego fascynacja rynkiem nieruchomości była dla mnie niezrozumiała. Trzy lata później tworzyliśmy już na tyle zgrany duet, że niektórzy deweloperzy do dziś nie przyjęli do wiadomości, że nie pracujemy już razem i zapraszają nas na spotkania we dwóch. Zamierzamy to zresztą wykorzystać i od czasu do czasu łączyć siły. Tak więc drżyj rynku nieruchomości! :)
Miałem okazję podglądać monitornieruchomosci.pl kilkanaście godzin temu. Jeśli chodzi o treść, to typowy serwis newsowy, nastawiony na agregację depesz, komunikatów i wiadomości z Warszawy, kraju, a nawet świata. To ciekawe, że akurat ta branża wciąż nie doczekała się w Polsce swojego portalu z prawdziwego zdarzenia. RedNet z Radkiem Góreckim ma ambicję, by wypełnić tę lukę, a pierwszy rzut oka wskazuje, że to zadanie jest w zasięgu ręki.
Portal zaskakuje wyglądem - prostym, oszczędnym, nowoczesnym, pozbawionym zbędnych elementów i wodotrysków. To nowa jakość pośród serwisów atakujących ostrą kolorystyką i różnorodnością elementów. Mamy też ostry podział na sekcje przypominające gazetowe szpalty. W Polsce nikt tak nie projektuje stron WWW z wiadomościami, a szkoda, bo to olbrzymi atut serwisu, szczególnie takiego, który dopiero ma walczyć o czytelnika.
Z technicznych niespodzianek uwagę zwraca możliwość zapisania każdego tekstu do PDF-a prosto z poziomu strony. Drobiazg, ale bardzo poręczny. Poza tym standardowe "drukuj", "wyślij" i mile zaskakujące "wykop", a pod tekstami proste komentarze (moderowane? Nie sprawdziłem).
Uwagę zwracają cztery dodatkowe szpalty na samym dole strony. Nową jakością w branży jest sekcja poświęcona architekturze, do tej pory traktowanej przez branżowe media jako sprawa marginalna. Do tego wiadomości spoza kraju oraz sekcja "Wydarzenia", a w niej nie targi, lecz debaty o architekturze na uczelniach - znów coś mile zaskakującego. Nieruchomości to także ludzie - i tu znów już na pierwszy rzut oka ten fakt widać: są opinie, cytaty, a także wywiady, i, co znów kojarzy się z papierową gazetą, twarze. W połączeniu z sekcją o finansach i bezpośrednim łączem do Tabeli Ofert ten serwis może więc stanowić ofertę nie tylko dla fachowców z branży, ale też osób nie myślących o sobie w ten sposób (architektów) oraz dla przysłowiowego Kowalskiego, który znajdzie tu fachowe porady na temat sytuacji na rynku. Ta komplementarność to także nowa rzecz na rynku.
Zostajemy w temacie współczesnych muzeów. Do Berlina, poza party with the Bonaparte pojechałem zobaczyć m.in. Muzeum Żydowskie - ekspozycję i budynek zaprojektowany przez Daniela Libeskinda. Oto garść wrażeń.
Zdjęcia są dosyć przypadkowe i - jak widzę w Google - niezbyt oryginalne. Pogoda nie sprzyjała zabawie w fotografowanie samego budynku z zewnątrz. W śniegu i szarówce nie wygląda zbyt efektownie, co trochę mnie zaskoczyło, bo architektura Daniela Libeskinda zawsze wydawała mi się efektowna, by nie powiedzieć, że efekciarska. Tymczasem zygzakowaty gmach muzeum wcale nie wystaje ponad niezbyt ciekawe, wielkomiejskie otoczenie, choć ani bryle, ani detalowi nie sposób odmówić oryginalności.
Pogoda uniemożliwiła mi też wejście do widocznego na zdjęciu Garden of Exile, który podobno skutecznie wywołuje zamierzony przez architekta efekt - krzywe podłoże i krzywe betonowe bloki mylą błędnik, a poczucie zagubienia, które miało stać się udziałem zwiedzających objawia się fizycznie. I dlatego do oblodzonego ogrodu akurat tego dnia nie wpuszczali.
Takich efektownych miejsc na pograniczu architektury jest jednak w muzeum jeszcze kilka. Kolejnym, na które trafia się z podziemnej części Nowego Budynku jest - widoczna także na wcześniejszym zdjęciu z zewnątrz - Wieża Holocaustu. Pusta, betonowa, surowa przestrzeń pogrążona w mroku, z jedynym pionowym otworem w górze, dającym niewielką ilość światła - hipnotyzujący widok dla człowieka stojącego na samym dole. Milkną tu wszystkie rozmowy.
Pustych przestrzeni jest w budynku kilka. Ciągną się przez wszystkie kondygnacje, przecięte są balkonami i oknami, kształty mają nieregularne - zwiedzający co krok trafiają na miejsca, przez które można do nich zajrzeć, ale nie wejść. Wiecznie puste przestrzenie - kolejny pomysł Libeskinda - też mają swoją symbolikę, wyczuwalną, nie wymagającą tłumaczenia (a nawet, mam wrażenie, tracącą, gdy próbuje się ją ubrać w słowa, choćby samego autora).
Jedyny wyjątek stanowi Void of Momory - przestrzeń, do której nie tylko można, ale wręcz trzeba wejść. Dno kolejnej pionowej, betonowej struktury pokryte jest wyciętymi z metalu twarzami o przeraźliwej mimice. Jest ich 10 tysięcy. Ogromne metalowe twarze, deptane przez widzów, wydają z siebie przeraźliwy, powodujący dreszcze, kakofoniczny dźwięk. Praca izraelskiego rzeźbiarza Menashe Kadishmana robi przytłaczające wrażenie, choć i jej zarzuca się efekciarstwo. Mnie jednak te elementy, gdzie eksponatem jest nawet nie budynek, ale wykreowana przez jego twórców przestrzeń, poraziły najbardziej.
Po przejściu przez pierwsze, mocne fragmenty muzeum trafiamy wreszcie na właściwą ekspozycję. I tu znów dwa słowa o budynku - jako przestrzeń muzealna jest znakomity. Przez swój charakterystyczny, trudny do okiełznania kształt skutecznie wciąga widza wgłąb wystawy, uniemożliwiając intuicyjną ocenę, ile jej jeszcze zostało. Igra z poczuciem orientacji we wnętrzach nawet u osób, które na co dzień nie mają z tym problemu. Dla osób łatwo gubiących się nawet w prostopadłych korytarzach zygzak Libeskinda będzie wręcz labiryntem.
Oczywiście widz jest przez ten labirynt prowadzony za rękę, krok po kroku, z pomocą iPoda z audioguidem, na który składa się ponad pięć godzin nagrań - narracji, relacji świadków, wypowiedzi fachowców. A to nie wszystko, bo elementy audio i wideo są jeszcze na samej ekspozycji, która - pomimo wielu interaktywnych elementów, także tych skierowanych do dziecięcej publiczności - jest jednak dość sztampowa. Gabloty, plakaty, obrazy, książki - wszystko, czego oczekiwalibyśmy od zwyczajnego muzeum, w ogromnej, trudnej do ogarnięcia ilości.
Ekspozycja, epoka po epoce, prowadzi widza przez historię Żydów, z czasem coraz bardziej koncentrując się na ich roli w Europie i wreszcie w samych Niemczech. Poznajemy ją przez pryzmat biografii historycznych postaci - handlarzy, naukowców, poetów, malarzy, naukowców, polityków. Poznajemy zarówno miejsce w społeczeństwie danej epoki, jak i to, co działo się za drzwiami żydowskich domów, a więc życie codzienne wraz z jego rytuałami i ich ewolucją.
Założenia są więc bardzo podobne, do tych, które towarzyszą pracom nad ekspozycją warszawskiego Muzeum Historii Żydów Polskich. Ich realizacja jest w mojej ocenie, co najmniej w dwóch aspektach nieudana - ekspozycja jest zbyt bogata (pod koniec po prostu ciężko już się na niej skupić) i chwilami zbyt "gablotowa". Większe wrażenie zrobił na mnie sam budynek.
Przy okazji krótko napiszę jeszcze o pomniku Żydów Pomordowanych w Europie. Tuż obok Bramy Brandenburskiej, na 20 tysiącach metrów kwadratowych ustawiono bez mała 3 tysiące betonowych bloków o podobnym przekroju, lecz zróżnicowanej wysokości, od płaskich do ponad czterometrowych, pionowych lub pochylonych. Kolejny betonowy labirynt, który wciąga - w środku wielkiej metropolii stworzono miejsce, w którym ludzie po prostu znikają.
W sercu labiryntu ukryty jest niewielki podziemny pawilon, który z pomnikiem stanowi jedną całość - sufit ukształtowano tak, jakby betonowe bloki widziane były od spodu. Wzór betonowego prostopadłościanu jest tu zresztą jeszcze wielokrotnie powtórzony. Głównym elementem ukrytej w ciemnych salach ekspozycji jest światło - półprzeźroczyste panele ze zdjęciami, skanami dokumentów i opisami rozmieszczone raz na ścianach, raz na podłodze stanowią makabryczną, dozwoloną od lat 14 relację ze zbrodni Holocaustu. Nawet dla osoby dobrze znającej ten fragment historii z jego okropieństwami jest to przytłaczająca porcja faktów, obrazów i relacji. Wyjście z podziemia na świeże powietrze przynosi ulgę, ale konieczność ponownego przedarcia się przez labirynt - niepokój.
Zarówno pomnik, jak i muzeum to znakomite przykłady gry przestrzenią. Dowody na to, że dobra architektura może być sama w sobie środkiem wyrazu, mówiącym o historycznych wydarzeniach więcej, niż narracyjna ekspozycja.
Miałem ponarzekać na zmiany w prawie budowlanym, a będę - znów - narzekał na media.
Szukałem jakiegoś omówienia zmian przyjętych niedawno przez sejm. Okazało się, że wszystkie portale jak jeden mąż powtórzyły zdawkową depeszę PAP-u, z której nie wynika, czy zmiany dotyczą wszystkich inwestycji, tylko mieszkaniowych, czy też tylko domów jednorodzinnych, bo pamiętam, że i o takiej opcji się w pewnym momencie mówiło. A czytać ustawy w piątkowy wieczór mi się jednak nie chcę. Poza tym wyczytać taki detal z ustawy to też jest nie lada sztuka.
Zmroziło mnie jednak, że nawet na stronach gazet nie ma - albo ja już szukać nie umiem - ogólnikowego choćby, ale własnej omówienia tej ustawy. Cała refleksja co do jej konsekwencji sprowadza się więc do tego, co napisał PAP.
Gdy ktoś trafił na takie omówienie, to bardzo proszę o link.
Jeśli chcesz wykorzystać jakiś materiał z tej strony, pamiętaj o podaniu źródła. -- Obrazek Małego Powstańca na deskorolce autorstwa Jerzego Woszczyńskiego wykorzystałem dzięki uprzejmości autora. -- Szablon: Denim by Darren Delaye.