Dziwne rzeczy dzieją się ostatnio wokół placu Defilad. Z tym, że dzieją się głównie w przestrzeni medialnej. Zamieszanie zaczęło się w okolicy weekendu (w poniedziałek nadrabiałem lekturę gazet z kilku dni, więc trudno mi teraz odtworzyć, które to dokładnie były wydania), gdy
"Rzeczpospolita" i
"Polska" (nawiasem mówiąc tu projekt KDT awansował do rangi całego planu zagospodarowania, a kilka dni temu w telewizyjnym Kurierze pokazali go zamiast projektu Muzeum Sztuki Nowoczesnej) ogłosiły, że we wtorek zapadnie ostateczna decyzja o przyszłości tego placu. Jako że tematem zajmuję się od wielu miesięcy, przyjąłem te rewelacje z obawą; coś przeoczyłem? Szybko okazało się jednak, że to burza w szklance wody - sprawa miała po prostu stanąć na posiedzeniu zarządu miasta.
Zarząd miasta to niestatutowe ciało, które nie może podejmować decyzji - to nic więcej, jak cotygodniowe robocze spotkanie Hanny Gronkieiwcz-Waltz z jej zastępcami. Owszem, w ten wtorek stanęło na nim kilka ważnych spraw, w tym kwestia zagospodarowania placu Defilad. Tyle, że to żaden przełom. Wbrew temu, co pisze "Polska", posiedzenia nie zwołano też specjalnie z tego powodu - rzecznik ratusza, Tomasz Andryszczyk tłumaczył nawet, że spotkanie może potrwać do wieczora, tak wiele punktów jest do omówienia.
Niestety, tego samego dnia temat podchwycił TVN24 wraz z "Faktami", które w głównym wydaniu próbowały te karkołomne tezy obronić. Z mizernym skutkiem, co akurat rozumiem - w lokalnych warszawskich perypetiach na pewno trudno się połapać kolegom, którzy na co dzień w tym bagienku nie robią.
Trochę trudniej usprawiedliwić kolegów z "Rzeczpospolitej", którzy puszczają na swoich łamach takie farfocle:
– Im wyżej, tym lepiej – ocenia wszystkie pomysły przewodniczący komisji ładu przestrzennego w Radzie Warszawy Paweł Czekalski, szef klubu PO. Jako najbardziej realny wskazuje wariant wieżowców od ul. E. Plater. – Od momentu obowiązywania obecnego planu zagospodarowania, czyli przez półtora roku, do urzędu miasta wpłynęły tylko cztery wnioski od inwestorów o wydanie warunków zabudowy. To świadczy o tym, że ten plan miał błędne założenia. Nie opłaca się stawiać niskich budynków na tym najdroższym w stolicy gruncie – stwierdza Czekalski.
Pomijam fakt, że szef klubu partii rządzącej dwumilionowym miastem, odpowiedzialny w dodatku za jego ład przestrzenny powinien się zdobyć na nieco bardziej pogłębioną refleksję urbanistyczną, niż tylko
im wyżej tym lepiej. Zdumiewa to, co dzieje się dalej - koronnym argumentem przeciwko planowi ma być to, że nie podoba się inwestorom? To może od razu oddajmy im Pole Mokotowskie i inne zielone tereny pod zabudowę mieszkaniową - to się na pewno spodoba i nie trzeba będzie latami procedować nad planami... Na tym nie koniec - dowodem, że się nie podoba jest to, że inwestorzy nie składają wniosków o warunki zabudowy dla tego terenu. Panie Czekalski, na litość Boską, tam gdzie uchwaliliśta wreszcie plan zagospodarowania nie wydaje się warunków zabudowy - to procedura wymyślona dla tych terenów, gdzie planów radni wciąż nie mają czasu przyjąć (czyli dla 80% powierzchni Warszawy, jakby Pan zapomniał).
Radny z komisji ładu przestrzennego nie zna elementarnych procedur. Nie zwracają na to uwagi dziennikarze piszący na co dzień o inwestycjach. Nic to -
tvn24.pl powtarza te mądrości i w świat idzie komunikat, że obowiązujący plan jest do dupy.
Idealny nie jest, to skądinąd fakt.
Tymczasem zarząd radzi o tym i o tamtym. Wieczorem odpowiedzialny za inwestycje wiceprezydent Jacek Wojciechowicz informuje, że w sprawie placu Defilad umyślono zrobić tak: z czterech wariantów przygotowanych przez Biełyszewa i Skopińskiego wybrano dwa - ten, który właściwie nie ma nic wspólnego z ich pierwotnym projektem i w niewielkim stopniu modyfikuje obowiązujący plan (o trzy wieżowce) i ten, który redukuje kolisty bulwar i koronę wieżowców do minimum, czyli też wnosi stosunkowo niewiele. Ale wbrew temu, co w środę
ogłasza "Gazeta Stołeczna" ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła. Nie podpisano
żadnego dokumentu, nie zlecono sporządzenia projektu nowego planu według wytycznych - nic z tych rzeczy. Wojciechowicz informuje, że następnym etapem będzie odesłanie obu tych pomysłów do Rady Architektury, która ma je ocenić.
Rada Architektury i Rozwoju Miasta to
kolejne niestatutowe ciało - Hanna Gronkieiwcz-Waltz powołała je niby w zastępstwie zlikwidowanego stanowiska Naczelnego Architekta Miasta, tyle że rada nie ma żadnej władzy. Może doradzać. I rzeczywiście - na temat placu Defilad radzi od października. I radzić będzie dalej.
Nic z tego nie wynika - na placu nadal obowiązuje plan zakładający niską zabudowę. Do tego, by od strony ulicy Emilii Plater dopuścić wieżowce droga jest jeszcze daleka i wyboista. Trzeba zlecić przygotowanie projektu planu, uwzględnić w nim wiele różnych uwag, wyłożyć do wglądu, poddać publicznej debacie, uwzględnić kolejne uwagi i odwołania od decyzji je odrzucających, wreszcie przegłosować nowy plan w Radzie Miasta.
Do końca kadencji na pewno się nie uda.Stosunkowo najdokładniej pisze o tym
"Życie Warszawy", choć też w newsowym tonie. "Gazeta Stołeczna" od samego początku krytykowała pomysł Hanny Gronkieiwcz-Waltz, by w ogóle dłubać przy planie.
Przestrzegała, że przez kilkanaście lat nie udało się tam nic zbudować i teraz, gdy jest na to szansa, szkoda z niej rezygnować. Nie przeszkodziło to jednak kolegom ze "Stołka"
obwieścić w środę, że oto na placu Defilad
ziścił się bodaj pierwszy cud zapowiadany przez Platformę Obywatelską. Mam tu zresztą także żal czysto prywatny, za te mianowicie słowa:
Od wielu miesięcy żyliśmy tylko domysłami. Nikt nie wiedział, jakie centrum Warszawy pichcą stołeczni rajcy za zamkniętymi drzwiami swoich gabinetów. Pojawiały się tylko jakieś plotki i przecieki, a każdy był inny.
Tak się składa, że wizualizacje tego, co "pichcą rajcy" były dostępne od października i wystarczyło postać kilka godzin pod właściwymi drzwiami, by je dostać. Albo dzień później zajrzeć do "Dziennika" i wyrwać z zaklętego kręgu domysłów i przecieków. Albo poprosić biuro prasowe. Zresztą po nas obrazki pokazały inne warszawskie gazety z jednym wszakże wyjątkiem. Nie jedyny to zresztą news, którego "Stołek" dyplomatycznie nie zauważa do dziś. Czy wieżowce Hinesa i Gminy Żydowskiej przy placu Defilad ogłosi w którymś momencie jako swoje newsy? Czy można stwierdzi, że "Dziennik" się trochę pospieszył z ich publikacją, tak jak z informowaniem o tym, że Pirelli RE planuje zabudować około 300 ha terenów Huty Warszawa?
Mniejsza wszak o osobiste żale i o stołkową zmianę frontu. Nie pojmuję jak starzy wyjadacze z Czerskiej, którzy bądź co bądź uczyli mnie podstaw zawodu i pomagali przetrzeć pierwsze szlaki w urzędowo-administracyjnej dżungli, mogą
wciskać taki kit. Okej, wiem,
"Dziennikowi" też da się wiele zarzucić - zresztą sam raczej w nas, niż w konkurencję uderzam na blogu. Ale medialny bałagan wokół placu Defilad strasznie mnie wkurzył także dlatego, że od października staram się podkreślać, że prace nad tymi projektami to działania wstępne, dalekie od ostatecznych rozstrzygnięć.
Na koniec wszak w jednej kwestii się ze "Stołkiem" zgodzę - wersja wprowadzająca do planu więcej zieleni i wieżowce od strony Emilii Plater, to istotnie zadziwiająco rozsądna propozycja. Tak rozsądna, że jeśli dojdzie do skutku - sam ogłoszę cud, bo też pomysłu z korso żałować nie będę.