"Mrok"
Skończyłem kilka dni temu czytać książkę, której główny bohater ginie już w przedmowie. I wcale nie jest nudna.
"Mrok" to historia Davida Shawa, człowieka, który będąc już dobrze po czterdziestce zaczął nurkować i w ciągu pięciu lat zrobił 333 zejścia pod wodę. Po drodze pobił kilka rekordów - przede wszystkim głębokości. Jest jednym z ośmiu ludzi, którzy nurkowali poniżej 240 metrów (na księżycu było dwunastu). Ostatnim była próba wydobycia z dna jaskini w RPA ciała innego nurka. Ciała, które Shaw sam namierzył wcześniej na głębokości 270 metrów. Tragiczny finał można znaleźć w u2b; miał ze sobą kamerę. Zresztą do książki dodany jest film na DVD, którego jeszcze nie obejrzałem - lektura zrobiła na mnie wrażenie, które na jakiś czas wystarcza.
Świetnie wydana: na żółtym papierze, z zaokrąglonymi rogami, jak notes zapinana na gumkę przytwierdzoną do okładki, a do środka wrzucone luzem zdjęcia na grubym papierze: zdjęcia bohaterów w sprzęcie i bez, pod wodą i w trakcie przygotowań, zdjęcia z zapadliska, na dnie którego widać maleńkie jeziorko. Nic nie wskazuje na to, że pod spodem jest prawie 300-metrowa głębia: ciemność, w której rozegra się kilka dramatów. Do tego miejsce na notatki i "naszkicowane ołówkiem" (wydrukowana na szaro) przekroje jaskini. Naprawdę sugestywne. Brawa dla wydawnictwa Mayfly za serię 360˚.
Sama książka to żadna wielka literatura, raczej dziennikarski styl, bez fajerwerków, z dużą dawką technicznych szczegółów i całkiem solidnym ładunkiem teorii. Powiedziałbym wręcz, że poważniejszym, niż komiksowy podręcznik PADI, którego lektura dała mi stopień nurkowy ;) Tłumaczenie nie pozbawione kiksów (językowych - merytorycznie to nie mój poziom, żebym dyskutował), ale to wszystko nie ma większego znaczenia - tu same fakty spisane w punktach układają się w opowieść o sporym ciężarze gatunkowym.
Nie wiem czy to wrażenie bierze się z właśnie ciężaru samej historii, czy też z faktu, że choć sam nurkowania ledwo liznąłem i mam duży dystans do swoich umiejętności, to jednak już byłem pod wodą - a jest to potężne doświadczenie. Tak czy owak przeżyłem tę historię, musiałem sobie ją dawkować, czy też robić przerwy między kolejnymi "zanurzeniami". Bynajmniej nie zniechęciło mnie to do nurkowania ani nie wystraszyło. Tym bardziej, że to nie jest książka o maniakach adrenaliny, którzy narażają życie dla samego ryzyka. Przeciwnie; to pochwała nurkowania świetnie przygotowanego, zaplanowanego co do minuty, nurkowania jako gry zespołowej, w której jednak nieuchronnie nadchodzi moment, gdy człowiek zostaje sam wobec potęgi przyrody, słabości własnego ciała i ekstremalnego, obcego środowiska. I w bezpośrednim starciu czasem przegrywa.
"Mrok" to historia Davida Shawa, człowieka, który będąc już dobrze po czterdziestce zaczął nurkować i w ciągu pięciu lat zrobił 333 zejścia pod wodę. Po drodze pobił kilka rekordów - przede wszystkim głębokości. Jest jednym z ośmiu ludzi, którzy nurkowali poniżej 240 metrów (na księżycu było dwunastu). Ostatnim była próba wydobycia z dna jaskini w RPA ciała innego nurka. Ciała, które Shaw sam namierzył wcześniej na głębokości 270 metrów. Tragiczny finał można znaleźć w u2b; miał ze sobą kamerę. Zresztą do książki dodany jest film na DVD, którego jeszcze nie obejrzałem - lektura zrobiła na mnie wrażenie, które na jakiś czas wystarcza.
Świetnie wydana: na żółtym papierze, z zaokrąglonymi rogami, jak notes zapinana na gumkę przytwierdzoną do okładki, a do środka wrzucone luzem zdjęcia na grubym papierze: zdjęcia bohaterów w sprzęcie i bez, pod wodą i w trakcie przygotowań, zdjęcia z zapadliska, na dnie którego widać maleńkie jeziorko. Nic nie wskazuje na to, że pod spodem jest prawie 300-metrowa głębia: ciemność, w której rozegra się kilka dramatów. Do tego miejsce na notatki i "naszkicowane ołówkiem" (wydrukowana na szaro) przekroje jaskini. Naprawdę sugestywne. Brawa dla wydawnictwa Mayfly za serię 360˚.
Sama książka to żadna wielka literatura, raczej dziennikarski styl, bez fajerwerków, z dużą dawką technicznych szczegółów i całkiem solidnym ładunkiem teorii. Powiedziałbym wręcz, że poważniejszym, niż komiksowy podręcznik PADI, którego lektura dała mi stopień nurkowy ;) Tłumaczenie nie pozbawione kiksów (językowych - merytorycznie to nie mój poziom, żebym dyskutował), ale to wszystko nie ma większego znaczenia - tu same fakty spisane w punktach układają się w opowieść o sporym ciężarze gatunkowym.
Nie wiem czy to wrażenie bierze się z właśnie ciężaru samej historii, czy też z faktu, że choć sam nurkowania ledwo liznąłem i mam duży dystans do swoich umiejętności, to jednak już byłem pod wodą - a jest to potężne doświadczenie. Tak czy owak przeżyłem tę historię, musiałem sobie ją dawkować, czy też robić przerwy między kolejnymi "zanurzeniami". Bynajmniej nie zniechęciło mnie to do nurkowania ani nie wystraszyło. Tym bardziej, że to nie jest książka o maniakach adrenaliny, którzy narażają życie dla samego ryzyka. Przeciwnie; to pochwała nurkowania świetnie przygotowanego, zaplanowanego co do minuty, nurkowania jako gry zespołowej, w której jednak nieuchronnie nadchodzi moment, gdy człowiek zostaje sam wobec potęgi przyrody, słabości własnego ciała i ekstremalnego, obcego środowiska. I w bezpośrednim starciu czasem przegrywa.