Społeczna bomba z opóźnionym zapłonem weszła w ostatnią fazę odliczania. 30 czerwca "Jarmark Europa" musi zostać zamknięty - ogłosił wczoraj przedstawiciel Centralnego Ośrodka Sportu zaskakując tym zarówno kupców, jak i władze Warszawy.Na początek wyjaśnienie - w przeciwieństwie do wielu internautów i niektórych dziennikarzy używam w stosunku do pracowników Jarmarku Europa określenia
kupcy a nie
handlarze. Nie dlatego, że się z nimi utożsamiam czy solidaryzuję z ich sprawą - po prostu nie widzę powodów, by używać określenia pejoratywnego.
Jestem oczywiście za tym, by bazar zlikwidować i cieszę się, że Euro jest pretekstem do rozwiązania tej sprawy. Sprawy, którą przez lata hodowały wspólnie władze Warszawy i rząd, do którego należy ten teren.
W kampanii wyborczej kandydaci na prezydenta stolicy zapowiadali, że zajmą się kupcami. I bardzo dobrze - większość kupców to mieszkańcy stolicy, którzy tu pracują, mieszkają i
last but not least płacą tu podatki. Mówię oczywiście nie o tych, którzy handlują pirackimi płytami i kradzionymi komórkami. A tych zjawisk od stadionu - wbrew temu, co mówią uczciwi kupcy - oddzielić się nie da. To właśnie kumulacja handlu bazarowego w jednym miejscu doprowadziła do tego, że swoją oazę znalazły tam także zjawiska patologiczne.
Kupcy mówią: tu powinien zostać handel, nigdzie w Europie nie buduje się stadionów w centrum. To prawda - stadion Olimpijski w Berlinie czy londyńskie Wembley nie stoją w City, tylko dobrych kilka stacji metra czy kolei od ścisłego centrum. Ale też nie stoją na obrzeżach, takich jak warszawska Białołęka, gdzie stadion widzieliby kupcy. Poza tym to, że tak robi się na świecie, nie oznacza że w realiach warszawskiej Pragi nie warto zrobić inaczej - ja uważam, że właśnie bliska Praga jest odpowiednikiem lokalizacji takich, jak w Londynie czy Berlinie. Tylko tu można mówić o sensownej infrastrukturze, tylko tu da się ją szybko stworzyć. Nie ma się co spierać o to, gdzie stadion mógłby powstać - nie ma na to czasu.
Dziki handel w blaszanych budach musi zniknąć z tego miejsca i z tym kupcy będą się musieli pogodzić, ale bez awantur się nie obejdzie. To, że pracują tam przez 17 lat nie oznacza wprawdzie, że coś im się należy. Ale to miasto i rząd przez cały ten czas tolerowały półdziki, szemrany bazar w tym miejscu cały czas nic z nim nie robiąc. Dzisiejsze roszczenia kupców to efekt tolerancji dla tego półanarchistycznego tworu.
Kupcy chcą więc ugrać coś dla siebie. 30-letnią dzierżawę atrakcyjnej działki lub wręcz jej własność. To nierealne - analogiczna umowa z kupcami z placu Defilad właśnie została podważona i pewnie nigdy nie zostanie zrealizowana. Przykład tureckiego centrum Maximus jest nieadekwatny, bo tam działkę po prostu kupiono. Skoro więc kupcy - jak sami twierdzą - są drugim po Orlenie przedsiębiorstwem w Polsce, powinni kupić działkę i zbudować tam sensowny obiekt. I to jest zadanie dla miasta i rządu - znaleźć taką działkę i od razu przygotować dla niej warunki zabudowy, które umożliwią budowę, ale zapobiegną powstaniu kolejnej rodzącej patologię prowizorce. A nie proponować puste pole.
To będzie pierwszy i najtrudniejszy sprawdzian dla komitetu organizującego Euro 2012 w Polsce. Jeśli to się uda - uwierzę, że uda się wszystko inne.
Ale trzeba to powiedzieć wprost: kupcy ze stadionu będą musieli opuścić bazar i zainwestować w nowe miejsca pracy. I nikt - ani rząd, ani miasto - nie może im tego finansować czy dotować. Muszą sobie poradzić sami i na pewno im się uda, skoro przez tyle lat borykali się z realiami wolnego rynku na najbardziej elementarnym poziomie. Dlaczego nie mieliby sobie poradzić z poważniejszym wyzwaniem? Muszą to potraktować jako szansę. Kategorycznie sprzeciwiam się jednak temu, by wspierać ich z publicznych środków. Bo idąc tym tropem każdemu warszawiakowi powinno się sfinansować zakup mieszkania tylko dlatego, że mieszka tu i płaci podatki od dawna. Bez komuny, bez populizmu bardzo proszę!
Kto będzie miał odwagę powiedzieć to kupcom? Na razie COS powiedział im tylko pierwsze zdanie - na polecenie rządu, jak sądzę, z dnia na dzień uciął spekulacje o tym, czy można przedłużać handel w tym miejscu. Rząd chciał pewnie pokazać, że zdecydowanie zajął się Euro. Ale teraz nie może zostawić miasta z problemem kupców, bo nie samo miasto ten problem wytworzyło.
A decyzję COS popieram - wyobrażam sobie, że im wcześniej zacznie się kupców stawiać wobec pewnych faktów, tym szybciej uda się wyegzekwować to, co nieuchronne. Handel do ostatniej chwili, gdy pod stadionem staną maszyny budowlane oznaczałby jedno - w tej ostatniej chwili kupcy powiedzieli by
no pasaran i zaszantażowali cały kraj groźbą zablokowania Euro jako takiego. A tak dojdzie do tego rok wcześniej. I, jak znam życie, i tak do samego końca będzie walka, bijatyki z policją i przykuwanie się do blaszanych budek. Nie zazdroszczę rządzącym, którzy będą musieli połączyć determinację z dużym wyczuciem - przecież nie wyślą na stadion wojska, bo, pomijając wszystko inne, UEFA od razu odbierze nam Euro.
Popieram więc COS i rząd, rozumiem, że miasto jest w trudnej sytuacji i mówię: odpowiedzią jest szybka, zdecydowana decyzja - prawo pierwokupu (tyle miasto może kupcom dać, nie więcej) do działki takiej, jak ta przy dworcu wschodnim (w gestii PKP, ale i to pod pretekstem Euro da się załatwić, jak sądzę). Na to, by pod pretekstem starań o Euro coś komuś dawać w prezencie się po prostu nie godzę.