06 marca 2011

Kto daje i odbiera...

Mam z "Radosławem" ogromny zgryz. Żałuję bardzo swojskiej, dowcipnej, z gruntu warsiaskiej, potem oficjalnie uznanej "Babki", którą zastąpił. Ale nie umiem odmówić Powstańcom prawa do ich nazwy.


Problem mają także radni Warszawy, którzy sami nie wiedzieli chyba do końca, czy pomysłem swojego kolegi, by Babkę przywrócić, zajmować się na poważnie. No bo jak tu starym ludziom, upamiętniającym kolegów zabitych w tym rejonie powiedzieć, że najbardziej nawet swojska babka jest ważniejsza?

Radni odłożyli więc temat na półkę, ale jestem pewien, że to jeszcze nie koniec. Lobby zwolenników Babki wspiera bowiem twardo "Gazeta Stołeczna", która zmiany starej nazwy nie przyjęła do wiadomości i wciąż posługuje się nią na łamach. Temat będzie wracał.

Nie da się zresztą ukryć, że "Radosław" przyjął się słabo i dowiódł ponad wszelką wątpliwość, że edukacyjna rola nazw ulic to fikcja. Wciąż mało kto wie, kto kryje się za "Radosławem" i dlaczego trafił on właśnie w to miejsce.

A przecież z wielu powstańczych nazw ulic ta wydaje się jedną z najbardziej trafionych. To nie jest w końcu jakiś trawnik między blokami, nazwany od drobnego epizodu z 1944 roku - to duże rondo, przez które codziennie przetaczają się tłumy warszawiaków, a nazwa upamiętnia legendarny oddział, w skład którego wchodziły m.in. bataliony "Zośka" i "Parasol"; zgrupowanie, które przeszło z Woli przez Stare Miasto aż na Czerniaków, wykrwawiając się po drodze.

Dla pamięci o tym oddziale więcej zrobił jednak z pewnością zespół Lao Che, który szlakiem "Radosława" poprowadził narrację swojej płyty "Powstanie Warszawskie". Tyle że gdy Rada Warszawy zmieniała nazwę ronda, nie było jeszcze płyty, nie było Muzeum Powstania Warszawskiego i nie było młodych ludzi na rocznicowych uroczystościach.

Radnym nie wypada podważać decyzji poprzedników i przyprawiać weteranów o palpitacje. Tym bardziej, że po otwarciu muzeum przestali kruszyć kopie o każdy skwerek; uznali, że pamięć została zabezpieczona.

"Kto daje i zabiera, ten się w piekle poniewiera" - poucza  dziecięca rymowanka. "Radosław" ma już prawie 10 lat - czas chyba przyswoić tę mądrość.

03 marca 2011

21 lutego 2011

Świat ucieka prezydentom

W miniony piątek w Muzeum Sztuki Nowoczesnej odbyła się debata "Łódź w Warszawie" z udziałem prezydentów obu miast. Dobrze wróży ona tylko debatom; tematów nie zabraknie - gorzej z efektami.

"Archigadanie" nie idzie w las. Warszawa wyrasta na ważny ośrodek krytycznej refleksji nad współczesnym miastem i jego kondycją; łodzianie przybywają do nas, by dyskutować o swoim mieście! Ten ośrodek powstaje z delikatnym tylko wsparciem instytucjonalnym (spora w tym zasługa gospodarza piątkowego spotkania - Muzeum Sztuki Nowoczesnej - i organizowanego wspólnie z miastem festiwalu "Warszawa w budowie"). Ściągając licznie na debatę do Warszawy, łodzianie dali odpowiedź na pytanie, jak powinny wyglądać wzajemne relacje naszych miast. Tego, że powinny być zacieśniane na wielu poziomach, nie kwestionował zresztą nikt.

Łódź ma jednak wiele obaw, m.in. o to że Warszawa wyciągać z niej będzie kadry, skazując miasto na starzenie się. Z werwą opowiadał o nich Marek Janiak z fundacji ulicy Piotrkowskiej. Trzeba więc szukać nowych pomysłów na współpracę, a nie tylko usprawniać komunikację między nimi. Na razie nie udaje się nawet to ostatnie. Zaproponowany w piątek wspólny bilet komunikacji miejskiej to fajna inicjatywa, ale może się skończyć tak samo, jak przywoływany kilka razy w ciągu wieczoru "Pociąg do kultury". Nocne połączenie kolejowe między dwoma miastami przyciągało ponoć kilkunastu pasażerów - nic dziwnego, skoro o jego dokonanym już żywocie wielu zainteresowanych dowiedziało się właśnie piątek.

Sprawdziłem - pociąg interREGIO wyjeżdżał z Łodzi Fabrycznej o 22.32, by na Warszawę Centralną dotrzeć 20 minut po północy. 20 minut później ruszał w drogę powrotną, by dotrzeć do celu o 2:25. Czy było w nim bezpiecznie? Czy była ochrona? Monitoring? Tego się z rozkładu nie wyczyta - wiadomo tylko, że "trasę obsługiwała jednostka ED73". Wysiadając z niej w Warszawie, na nocny autobus z dworca do domu trzeba by było poczekać 25 minut. Cała podróż z teatru czy klubu w jednym mieście do domu w drugim zajęłaby pewnie dobrze ponad 3 godziny.

Pytanie czy imprezy w Łodzi kończą się o 22, a w Warszawie o północy zostawiam otwarte - nie podejrzewam, by ktokolwiek zadał je sobie układając rozkład. To nie przeszkadzało jednak Hannie Gronkiewicz-Waltz zapewniać przez cały wieczór, że skupia się przede wszystkim na "profanum", jak sama nazwała budowę dróg czy usprawnianie komunikacji między miastami. Tyle, że autostradę buduje administracja centralna, a brak wpływu na PKP jest dla władz miasta zawsze wygodną wymówką, gdy pada pytanie, czemu po Warszawie wciąż nie da się poruszać kilometrami torów kolejowych. Nie oszukujmy się więc, że Łódź i Warszawa nagle zbliżą się do siebie dzięki wspólnej migawce.

Niestety, piątkowa debata rozwiała nadzieję na to, że współpraca obu miast wykroczy poza "profanum". Usłyszeliśmy wprawdzie, że Warszawa wciągnie Łódź do swoich starań o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, ale bez żadnych konkretów. Poza tym przywołana została tylko strategia premiera Tuska - "liczy się tu i teraz" - podlana tradycyjnym "nie da się" i obowiązkowym "to przez poprzedników". Na pytanie, o wspólne poszukiwanie rozwiązań palących problemów społecznych obu miast usłyszeliśmy, że Księży Młyn będzie wpisany na listę UNESCO. Na pytanie Krzysztofa Nawratka o doświadczenia Ameryki Południowej - że "w Polsce klimat nie pozwala mieszkać w favelach". Tyle wyniosły prezydentki z doświadczenia Bogoty.

Miasta azjatyckie czy południowoamerykańskie szukają własnych dróg rozwoju, wprowadzają radykalne programy społeczne, inwestują w transport publiczny, z pomocą architektów i urbanistów interweniują tam, gdzie jeszcze kilka lat temu bała się wejść policja. Nie oszukują się, że wolny rynek rozwiąże każdy problem, ani że "klasa kreatywna" zastąpi wszystkie inne grupy społeczne. W kategoriach zjawiska nierozerwalnie związanego z miejskością niektórzy obserwatorzy interpretują bliskowschodnią rewolucję ostatnich tygodni. W tym samym czasie miasta europejskie popadają w długi i przestają sobie radzić z podstawowymi zadaniami, jak wywożenie śmieci. Tymczasem Warszawa chce prywatyzować SPEC, a Łódź - sprzedać 300 lokali użytkowych przy ulicy Piotrkowskiej, z niezachwianą wiarą w to, że prywatne znaczy wydajne i przeświadczeniem, że wydajność mierzyć można wyłącznie w kategoriach ekonomicznych.

Nie zanosi się na to, by Łódź i Warszawa, razem lub osobno przedsięwzięły zmiany podobne do tych, które zaszły w Bogocie lub by zaczęły szukać własnej drogi. Znacznie łatwiej jest ślepo naśladować zachód, robiąc dobrą minę do gry, której wyniki są już znane. Hanna Gronkiewicz-Waltz i Hanna Zdanowska zgodnie i bez zażenowania przyznały zresztą, że strategiczne planowanie przekracza ich możliwości, bo "świat zmienia się zbyt szybko". Zresztą "politycy nie są od snucia dalekosiężnych wizji", tylko od gospodarowania pieniędzmi, które daje "ciotka Unia". To nie były prywatne rozmowy, tylko otwarte, publiczne deklaracje - tak właśnie wygląda refleksja liderek rządzącej partii nad wyzwaniami współczesności.

Ratusz może dorzucić kilka groszy do "Warszawy w budowie" i chętnie pochwali się takim festiwalem w aplikacji do tytułu ESK, ale wykorzystać efekty toczących się tam debat? To wymagałoby przestawienia się na inny, mniej ekonomiczny dyskurs. Wymagałoby nadążania za zmieniającym się światem. Zanosi się raczej na to, że wspólnym projektem Łodzi i Warszawy będzie wpisanie obu miast na listę UNESCO - jako skansenu z atrakcją w postaci przejażdżki zabytkową jednostką ED73.

Debata "Łódź w Warszawie" była pierwszym z cyklu spotkań "Miasto 2.0" 
organizowanych przez stowarzyszenie DuoPolis oraz Instytut Obywatelski.

10 lutego 2011

Piątek na czwartek

Uwadze Państwa pragnąłbym dziś nieskromnie polecić kolejny wywiad, który zrobiłem w ostatnich dniach - tym razem padło na Grzegorza Piątka, który na zlecenie ratusza pokieruje staraniami Warszawy o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury.

fot. Mikołaj Długosz
Nie sądzę, by ten wywiad przekonał tych, którzy od samego początku krytykują pomysł walki o tytuł. Ale wydaje mi się, że można w nim znaleźć całkiem sensowną, choć na razie dość ogólnikową odpowiedź na pytanie, czemu ta walka ma służyć. No i optymizm Grześka, który widzi Warszawę wielką, jest z pewnością cenny.

Nie byłem przekonany, czy stolica rzeczywiście nie mogłaby oddać pola innym polskim miastom - po tej rozmowie kibicuję naszym staraniom i będę zawiedziony, jeśli nie otrzymamy tej szansy, bo chciałbym za 10 lat móc usłyszeć Piątka, dumnie mówiącego "A nie mówiłem".

Wywiad można przeczytać na tvnwarszawa.pl

07 lutego 2011

Kawa z prezydentem

Wspólnie z Eweliną Cyranowską zabraliśmy na kawę Hannę Gronkiewicz-Waltz. Efektem jest - mój pierwszy - wywiad z urzędującym prezydentem Warszawy.

fot. Piotr Bławicki

Chcieliśmy namówić Hannę Gronkiewicz-Waltz na rozmowę o mieście, nie o rządzeniu miastem. Udało się tylko połowicznie - Warszawa pani prezydent to jednak głównie procedury, przetargi, paragrafy, przepisy i polityka. Na Warszawę osobistą, prywatną zostaje niewiele miejsca. Pani prezydent to urodzony urzędnik i właśnie na tym terenie czuje się "u siebie". W tym sensie jednak się nam udało.

Poprzedni wywiad z Hanną Gronkiewicz-Waltz zrobiłem wspólnie z Radkiem Góreckim dla "Dziennika", między pierwszą, a drugą turą poprzednich wyborów samorządowych. Siedzieliśmy wtedy w jej pokoju na Uniwersytecie Warszawskim i słuchaliśmy, co zmieni w Warszawie, jeśli wygra. W tamtej rozmowie znacznie mniej było polityki, ale procedury też pojawiały się na każdym kroku.

Wtedy takie podejście wydawało się zresztą sensowną odpowiedzią na nie zawsze efektywną metodę rządzenia za pomocą pełnomocnictw wydawanych doraźnie przez Lecha Kaczyńskiego, Mirosława Kochalskiego czy Kazimierza Marcinkiewicza. Dziś często spotykam się jednak z opiniami, że wtedy decyzje zapadały szybciej, a teraz czeka się na nie latami. Jak choćby w przypadku tych oznaczeń dla niewidomych na peronach stacji metra.

Gdzieś między tymi dwiema metodami jest pewnie jakiś złoty środek, który pozwala pogodzić efektywność z przejrzystością. Hanna Gronkiewicz-Waltz stawia na to drugie.

Wywiad można przeczytać na tvnwarszawa.pl

01 lutego 2011

Czysto jak na Centralnym?

Zajrzałem wczoraj na Dworzec Centralny, a konkretnie do remontowanej części. Byłem w hali głównej oraz w odświeżonych podziemiach i na remontowanych peronach. I powiem tak: to robi wrażenie!


W niektórych miejscach biel razi po oczach. Dwa razy szersza galeria wygląda tak, jak powinien wyglądać prawdziwy dworzec. Granatowe tablice nowego systemu informacji wizualnej przypominają to, co znamy z całej Europy. Do tego oznaczenia dla niewidomych - takie same, jak te, których metro nie jest w stanie zamontować od dwóch lat, zasłaniając się brakiem przepisów.

No i sama architektura: betonowe słupy, spektakularne, jasne wnętrze hali. Potężne słupy między peronami, teraz wydobyte z mroku jasnym światłem i podkreślone granatowym kolorem. Do tego nowe żyletki na sufitach - jasne, rozpraszające światło bez nadawania otoczeniu klimatu prosektorium.

Tam, gdzie byliśmy, prawie nie czuć już też "zapachu podróży", który zawsze witał tu pasażerów.

Remont dworca liczony jest na 10 - 15 lat. Potem ma zapaść decyzja: albo remont generalny, albo nowy dworzec. Na razie kolejarze zrobili krok ku temu, by przekonać pasażerów, że Centralny wcale nie jest taki zły, ani przestarzały, jak się do tej pory wydawało.

Rzadka to okazja, gdy można z czystym sumieniem pochwalić PKP.

Więcej na tvnwarszawa.pl

03 stycznia 2011

Wydarzenie roku 2010: stadion, drogi, polityka

Internetowe sondy traktować należy z przymrużeniem oka. Wynik plebiscytu tvnwarszawa.pl to przede wszystkim efekt mobilizacji kibiców Legii. Ale może wcale nie tak daleki od prawdy?

Spieraliśmy się w redakcji o to, jakie wydarzenia umieścić w sondażu. Na liście nie zmieściło się np. wznowienie budowy wieżowca przy Złotej 44. Zamieszanie wokół tej inwestycji obnażyło słabość miejskiej administracji i prawa, w oparciu o które wydaje ona swoje decyzje. Podobnie jak Wojciech Bartelski, uważam to za poważną barierę w rozwoju miasta, ale mam też wątpliwości, czy z firmy Orco należy robić męczennika za sprawę jej likwidacji. Było to wszak wydarzenie branżowe.

Stadion zmienia miasto

Ostatecznie Złota 44 z plebiscytu wypadła. I tak nie zwojowałaby wiele, nic bowiem nie mogło się równać z mobilizacją kibiców, którzy otwarcie stadionu Legii wypromowali na wydarzenie roku. Chcę wierzyć, że z perspektywy kilku następnych lat będzie można przyznać im rację.

Po wrześniowym zwycięstwie nad Lechem Poznań razem ze znajomymi przeszliśmy się ze stadionu na Trakt Królewski. To był bodaj ostatni tego roku wieczór dość ciepły, by siedzieć w ogródkach. Na Foksal był tłum - warszawka przemieszana z kibicami w szalikach. Żadnych awantur, bijatyk ani demolki. Zamiast tego atmosfera, jaką pamiętam z Mediolanu, po ligowej wygranej Interu - wesoło, głośno, przyjaźnie; pytania o wynik, strzelców bramek, wspólne toasty i śpiewy kibiców w różnym wieku i różnym stanie. Piłkarskie święto.

Marzy mi się, by to był standard. Marzą mi się też lepsze wyniki i tu światełka w tunelu upatruję w poprzeczce podniesionej przez europejskie sukcesy Lecha Poznań - wciąż niewielkie, ale i tak największe od lat. Mam nadzieję, że infrastruktura to impuls do zmian w polskiej piłce. I mam nadzieję, że coraz rzadziej będziemy pisać o awanturach z udziałem kibiców, a widok grupy w szalikach coraz rzadziej będzie podnosił ciśnienie mijającym ją przechodniom.

Na drogi poczekamy w korkach

W naszym rankingu miałem jednak inny typ, niż kibice Legii - to wiadomość z ostatniej chwili, czyli decyzja rządu o cięciach w programie budowy dróg na najbliższe lata. Wyleciały z niego z hukiem właściwie wszystkie wylotówki z Warszawy - po protestach i petycjach ostał się tylko ogryzek trasy Salomea - Wolica. Ważny, ale będący kroplą w morzu potrzeb.

Skutki tej decyzji Warszawa będzie boleśnie odczuwać przez kilka, a może kilkanaście kolejnych lat. W korkach w Markach, Łomiankach, Jankach i w Raszynie. Bardziej od tej perspektywy przeraża mnie jednak cynizm polityków, którzy dopiero obiecywali budowę dróg zamiast polityki. Nie chodzi o to, by natrząsać się z wyborczego hasła. Wielu ludzi głosowało na PO właśnie dlatego, że ta partia zajęła się wreszcie budową dróg na poważnie. I, jeśli wierzyć podanym w charakterystycznym stylu wyliczeniom Wojciecha Orlińskiego, pobiła na tym polu historyczne rekordy. Teraz ci, którzy liczyli na infrastrukturalny przełom mogą jednak poczuć się oszukani. Tym bardziej warszawiacy, szczególnie gdy Hanna Gronkiewicz-Waltz mówi, że rządowy plan budowy dróg, od początku był mało realny.

Niestety prezydent Warszawy przestaje liczyć się z opinią publiczną - to, co dzieje się w ostatnich tygodniach na Ursynowie i na Pradze Północ pokazuje, że w walce o władzę (skądinąd żadną - bo taką ma burmistrz dzielnicy) PO iść będzie po trupach. Zastanawiam się, co działoby się, gdyby podobne metody i podobne argumenty stosowało PiS? Oczami wyobraźni widzę komentarze o zagrożeniu dla demokracji i pełzającym zamachu stanu. Tymczasem PO wciąż może liczyć na taryfę ulgową - czy starczy jej na cztery lata i jak to ocenią mieszkańcy Pragi czy Ursynowa? Efekt najważniejszego wydarzenia mijającego roku ocenimy po kolejnych wyborach.

23 grudnia 2010

Stało się

fot. Joanna Nowicka
facebook.com/BrutalzKatowic
Na nic protesty, na nic prośby i apele. W Katowicach zaczęło się mordowanie hali dworca i jego niezwykłych, betonowych kielichów. Jedyny przykład polskiego brutalizmu jest od wczoraj równany z ziemią - taki prezent świąteczny zafundowali nam wespół kolejarze, inwestor i lokalni urzędnicy.
Brak słów.

18 grudnia 2010

Wersja mobile

Zaglądacie tu czasem ze swoich komórek? Jeśli tak, to teraz powinno być łatwiej i ładniej - Blogger uruchomił właśnie komórkową wersję blogów.

Z przeglądarki telefonicznej powinno Was przekierować na nią automatycznie. Można ją oczywiście zobaczyć i na zwykłym komputerze, ale nie wygląda to tak zgrabnie, jak na obrazku.

Dla tych, którzy też chcieliby coś takiego odpalić na swoim blogu - instrukcja.

Podejrzeć swojego bloga można z kolei dodając do jego adresu parametr /?m=1.

11 grudnia 2010

Syrenka do paczki, Powstańcy do parku, a PZPR i ONZ do likwidacji

Budowa drugiej linii metra natrafia na najróżniejsze przeszkody; formalne i materialne. Do tych ostatnich zaliczyć można podziemne instalacje, kurzawki i... pomniki.

W tej ostatniej dziedzinie nadchodzi czas niewielkiego remanentu, który obejmie pięć eksponatów.

Syrenka zostaje, głaz i tablica wrócą

Największym pomnikiem stojącym na drodze metra jest warszawska Syrenka. I tu mamy dwie wiadomości. Zła jest taka, że symbol Warszawy zniknie. Dobra taka, że nie będzie przesuwana ani demontowana. Zostanie tylko zapakowana. - W chwili obecnej przygotowywany jest projekt takiego zabezpieczenia - informuje biuro architektury i polityki przestrzennej ratusza.
Na tym nie koniec pomnikowych zmian na Powiślu. Ulokowana tuż obok Syrenki tablica upamiętniająca odznaczenie Warszawy Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari i pobliski głaz poświęcony Powstańcom walczącym na terenie miejskiej elektrowni zostaną przeniesione. Trafią do parku im. Rydza-Śmigłego, prawdopodobnie jeszcze w grudniu. Na swoje miejsce wrócą po zakończeniu budowy metra na Powiślu.

ONZ do likwidacji

Są też pomniki, które będą miały znacznie mniej szczęścia. Stojący dziś między rondem ONZ, a jezdniami ulicy Świętokrzyskiej głaz z napisem "Rondo Organizacji Narodów Zjednoczonych", w asyście dwóch pordzewiałych masztów flagowych zostanie zdemontowany przez wykonawcę inwestycji i już nie powróci.
- W tym miejscu będą usytuowane elementy wyjść ze stacji - tłumaczy biuro architektury. - Kamień z informacją o nazwie ronda oraz maszty nie mają statusu upamiętnienia. Tablica upamiętniająca 50-lecie rocznicy utworzenia ONZ, która usytuowana jest na ścianie budynku ILMET pozostaje bez zmian - dodają urzędnicy.

Czerwony do likwidacji

Największa tajemnica okrywa ostatni pomnik, który też ma zniknąć. To spory głaz w parku Świętokrzyskim. Kamieniowi nie pomogło jednak ani zacieranie wyraźnego śladu po tabliczce, ani nawet to, że przycupnął między ławeczką a śmietnikiem i próbował zamaskować się śniegiem. Po dwóch dekadach dopadła go przeszłość. Ktoś "życzliwy" musiał na niego donieść, wieść niesie bowiem, że głaz ma kontrowersyjną przeszłość. W czasach minionego ustroju upamiętniał ponoć powstanie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Obciążającą poszlaką może być jego czerwonawy kolor.
Urzędnicy o politycznej przeszłości kamienia dyskutować nie chcą. Szef wydziału estetyki przestrzeni publicznej Tomasz Gamdzyk odesłał nas w tej sprawie do biura prasowego, gdzie usłyszeliśmy, że rzecz jest śliska, a pytania - jeśli w ogóle - zadać możemy tylko na piśmie.

Z lakonicznej odpowiedzi, którą następnie wystosowało biuro architektury wynika, że kamień został już zlustrowany. Odbyły się konsultacje z Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, która oceniła, że "nie jest obiektem upamiętniającym". Zostanie więc usunięty, "jeśli będzie kolidował z budową".

©
Jeśli chcesz wykorzystać jakiś materiał z tej strony, pamiętaj o podaniu źródła.
--
Obrazek Małego Powstańca na deskorolce autorstwa Jerzego Woszczyńskiego wykorzystałem dzięki uprzejmości autora.
--
Szablon: Denim by Darren Delaye.