Pornosy, trawa, Barcelona
Vicky Cristina Barcelona, reż. Woody Allen, Hiszpania / USA 2008. Cały film jest taki, jak tytuł: sprawia wrażenie wersji roboczej, niedokończonego projektu. Pomysłu fabularny nie jest oryginalny, ale przy takiej obsadzie i przy wakacyjnej nastrojowości mógłby się wybronić. Tyle, że połowę fabuły opowiada lektor z offu. Reszta to rwące się scenki rodzajowe prowadzące do tej, w której przez chwilę Johansson całuje się z Cruz. Wrażenie jest takie, że to pornos, z którego wycięto "momenty". Czytałem - jako przykład pozytywnego pomysłu na promocję - że realizację tego filmu bardzo mocno wsparło miasto Barcelona. Mam wrażenie, że Allen podszedł do tego jak do typowej chałtury połączonej z wakacjami w towarzystwie trzech pięknych aktorek. Takiemu to dobrze...
Pineapple Express, reż. David Gordon Green, USA 2008. Ten film z kolei - choć zapowiadał się całkiem nieźle - jest tak słaby, że mam sporą obawę, że nie będę w stanie napisać o nim na tyle dużo, by wypełnić miejsce obok obrazka. Niestety, do zrobienia głupiej komedii o paleniu przemysłowych ilości trawy potrzebne jest coś więcej, niż tylko przemysłowa ilość trawy. Potrzebny jest Kevin Smith. Dobrze więc, że przygarnął jedyny interesujący punkt tego filmu - Setha Rogena - do swojej produkcji, o której niżej. O tym filmie trzeba po prostu szybko zapomnieć - dawno nie miałem tak głębokiego poczucia zmarnowanego czasu. I tylko przez wzgląd na płynne przejście do kolejnej recenzji w ogóle o nim piszę.
Zack and Miri Make a Porno, reż. Kevin Smith, USA 2008. Kevin Smith natomiast - niczego nie udaje. On po prostu chciał nakręcić pornoparodię Gwiezdnych Wojen, a w Hollywood znaleźli się ludzie bardziej naiwni od władz Barcelony i też dostał kasę. Szacunek. Ale film nie zachwyca. Może dlatego, że bodaj po raz pierwszy Smith w ogóle się w nim nie pojawił, a może dlatego że historię miłosną połączył z takimi momentemi, że film długo nie mógł się doczekać w Polsce chętnych do dsytrybucji? Zawsze miał talent do opowiadania miłosnych historii bez popadania w żenadę. Tam, gdzie żenada była blisko - uciekał w wygłupy mniej lub bardziej przekraczające granicę dobrego smaku. Tu zdecydowanie bardziej. Efekt jest chwilami dosyć wątpliwy. Natomiast ze współpracy z Sethem Rogenem może jeszcze wyjść sporo dobrego - to zdecydowanie "smithowski" aktor.
Pineapple Express, reż. David Gordon Green, USA 2008. Ten film z kolei - choć zapowiadał się całkiem nieźle - jest tak słaby, że mam sporą obawę, że nie będę w stanie napisać o nim na tyle dużo, by wypełnić miejsce obok obrazka. Niestety, do zrobienia głupiej komedii o paleniu przemysłowych ilości trawy potrzebne jest coś więcej, niż tylko przemysłowa ilość trawy. Potrzebny jest Kevin Smith. Dobrze więc, że przygarnął jedyny interesujący punkt tego filmu - Setha Rogena - do swojej produkcji, o której niżej. O tym filmie trzeba po prostu szybko zapomnieć - dawno nie miałem tak głębokiego poczucia zmarnowanego czasu. I tylko przez wzgląd na płynne przejście do kolejnej recenzji w ogóle o nim piszę.
Zack and Miri Make a Porno, reż. Kevin Smith, USA 2008. Kevin Smith natomiast - niczego nie udaje. On po prostu chciał nakręcić pornoparodię Gwiezdnych Wojen, a w Hollywood znaleźli się ludzie bardziej naiwni od władz Barcelony i też dostał kasę. Szacunek. Ale film nie zachwyca. Może dlatego, że bodaj po raz pierwszy Smith w ogóle się w nim nie pojawił, a może dlatego że historię miłosną połączył z takimi momentemi, że film długo nie mógł się doczekać w Polsce chętnych do dsytrybucji? Zawsze miał talent do opowiadania miłosnych historii bez popadania w żenadę. Tam, gdzie żenada była blisko - uciekał w wygłupy mniej lub bardziej przekraczające granicę dobrego smaku. Tu zdecydowanie bardziej. Efekt jest chwilami dosyć wątpliwy. Natomiast ze współpracy z Sethem Rogenem może jeszcze wyjść sporo dobrego - to zdecydowanie "smithowski" aktor.