"Nie milkną echa publikacji projektu nowego planu miejscowego dla placu Defilad" - tak miał się zaczynać ten tekst. Ale echa zamilkły po kilku dniach, a ja, choć sobie to obiecałem, nie bardzo mogę się zebrać do jakiejś całościowej analizy tego projektu.Swój
tekst o nowej koncepcji uzupełniłem drugim, "
Plac Defilad - miejsce przeklęte". A dwa dni później na miejscu zobaczyłem coś takiego:
Ręce opadają. Odechciewa się pisać o planach, spierać o lepsze czy gorsze wizje. Klątwa Faraonów i tak nie pozwoli zabudować tego terenu za naszego życia. Chwilami mam wrażenie, że to naprawdę da się wyjaśnić tylko w magicznych kategoriach.
W gruncie rzeczy wydaje mi się, że temat wyczerpali koledzy ze "Stołka". Najpierw Darek Bartoszewicz z Jurkiem Majewskim
przejechali się po projekcie jak po łysej kobyle, potem Michał Wojtczuk
wziął go w obronę. W tej polemice bliżej mi do Michała. Przede wszystkim dlatego, że jego adwersarze nie ustrzegli się jednego błędu. Skupili się na krytyce wizualizacji, które nie są przecież realnym planem.
Może w tym wszystkim warto jeszcze raz powtórzyć to właśnie: przedstawione przez miasto wizualizacje to tylko jedna nieskończonej liczby z możliwych realizacji zapisów planu. Zapisów, które - jeśli ktoś sobie życzy - można wyczytać z rysunku planu [
JPG, 11 mb]. Nawet, jeśli plan wejdzie w życie, to architektura poszczególnych budynków będzie zupełnie inna - zdecyduje o niej inwestor, architekt i miasto na etapie wydawania pozwoleń na budowę. Nie widzę nic złego w fakcie, że ratusz szykując plan znalazł pracownię graficzną, która przygotowała taką wirtualną pseudorealizację utrzymaną we współczesnej stylistyce. Choć przy okazji nie sposób nie zauważyć, że w tym samym czasie ci sami urzędnicy skreślili podobną - tyle, że znacznie bardziej spójną i dokładniej opracowaną - koncepcję przygotowaną przez uznane światowe firmy dla obszaru sąsiadującego z Polem Mokotowskim. Mam na myśli kontrowersyjny
Park Światła.
Nie jest też prawdą, że planu nie poprzedziła analiza wysokościowa - akurat ta rzeczywiście została zrobiona i z materiałów, które widziałem, wynika że budynki ustawione są tak, by sensowwnie dogęszczać warszawski skajlajn nie psując przy tym jego proporcji ani chronionej przez międzynarodwe przepisy panoramy Starego Miasta z tzw. punktów Canaletta.
Prawdą jest natomiast, że ratusz nie przygotował modelu prawno-biznesowego, który pozwoliłby zrealizować ten plan. A wsparcie ratusza jest tu niezbędne - nie wystarczy bowiem sprzedać działek deweloperom. Trzeba najpierw porozumieć się z PKP w sprawie własności terenów nad tunelem średnicowym oraz w sprawie remontu tego tunelu. Do sporej części tego terenu są też roszczenia byłych właścicieli, a inne mogą się dopiero ujawnić. To wszystko zniechęcało inwestorów do placu Defilad nawet w czasach prosperity. Teraz, w dołku, na inwestycje w tym rejonie w ogóle nie ma co liczyć.
To - tu właśnie zgadzam się z Michałem - nie oznacza bynajmniej, że planu nie warto było zmieniać. Planowanie jest procesem ciągłym, poprawianie planów jest wpisane w ich istotę. Tyle, że w tym samym czasie, gdy miasto poprawiało plan dla placu Defilad nie przyjęto - o ile mnie pamięć nie myli - żadnego innego planu miejscowego. A tymczasem wchodząc np. na stronę urzędu dzielnicy Wola trafiamy na coś takiego (zwracam uwagę na ostatnią linijkę):
A jak wygląda procedura planistyczna, pisałem swego czasu na
tvnwarszawa.pl. Trudno więc dziwić się, że po kilu dniach wizualizacje ratusza wyołują głównie zniechęcenie, a większość pytanych o nie architektów lub deweloperów macha z rezygnacją rękoma. Nie dziwi mnie więc, że ratusz tego projektu nie pokazał dwa tygodnie wcześniej na targach w Cannes, które wydają się idealnym miejscem na taką premierę. Plan nie jest uchwalony, a deweloperzy, których mógłby zainteresować szybko by się zniechęcili słysząc, jak traktuje się tu inwestorów i jak zabagniony formalnie jest rejon placu Defilad.