W minionym tygodniu prasa informowała o decyzji stołecznego konserwatora zabytków. Ewa Nekanda-Trepka nie zgodziła się na przywrócenie bogato zdobionej elewacji kamienicy przy ulicy Foksal 13. Tłumaczy przy tym, że inaczej postąpić nie mogła i że sama liczy na dyskusję, którą przyniesie odwołanie od jej decyzji.O racjach, które stały za odmową można przeczytać m.in. na
stronie tvnwarszawa.pl. Wcześniej pisały o tym warszawskie gazety, pierwsza chyba "
Polska". To argumenty, które trudno przełożyć na typowy prasowy język. Spór historyków sztuki i konserwatorów, argumenty wywiedzione z
Karty Weneckiej po jednej stronie - po drugiej interes ekonomiczny dewelopera i barwna wizualizacja, a za nią autorytet Anny Rostkowskiej, która ma na koncie niezwykle udane rewitalizacje warszawskich kamienic.
O co właściwie chodzi konserwatorowi zabytków? W największym skrócie rzecz polega na tym, że światowe autorytety w dziedzinie historii sztuki zgodziły się wiele lat temu, iż zadaniem służb konserwatorskich jest m.in. ochrona architektury jako procesu historycznego. A to - mówiąc kolokwialnie - oznacza, że nawet jeśli nie podoba nam się to, co zmajstrowali nasi przodkowie, musimy to chronić.
W przypadku Foksal 13 jest jeszcze jeden problem. Projekt historycznej elewacji został odtworzony na podstawie jednej, czarno-białej fotografii. Nawiasem mówiąc Ghelamco dostało ją ode mnie, a ja - od czytelnika "Dziennika", profesora Marka Kisilowskiego, który znalazł ją w rodzinnym archiwum. Projekt Anny Rostkowskiej, choć przygotowany z ogromnym wyczuciem, nie jest więc w rozumieniu historyków sztuki rewitalizacją - jest wariacją na temat dawnej elewacji. Wariacją, która miałaby zastąpić prawdziwą elewację. Prawdziwą, ale niezbyt efektowną.
Z perspektywy historyków sztuki sprawa jest więc oczywista - nie można skuwać oryginalnej elewacji z lat 30. po to, by zastąpić ją wytworem współczesnej wyobraźni. I dlatego decyzja konserwatora zabytków nie mogła być inna.
Z drugiej strony Ewa Nekanda-Trepka sama przyznaje, że żadnej doktryny nie można traktować jako danej raz na zawsze i liczy, że przypadek Foksal stanie się zarzewiem dyskusji w środowisku historyków sztuki. I przypomina:
- Na przykładzie Warszawy doskonale widać, że sztywne trzymanie się zasad z Karty Weneckiej ma swoje słabe strony. Przecież gdyby je zastosowano, nie było by Starego Miasta ani Zamku Królewskiego.
Tymczasem barwna wizualizacja kamienic przy Foksal 13 i 15 przygotowana przez pracownię Anny Rostkowskiej robi niezwykłe wrażenie. Trudno uwierzyć, że ten szykowny, wielkomiejski zakątek to Warszawa. Zapowiedzią tego efektu jest zresztą remont kamienicy pod numerem 11. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że należy ona do miasta, a mieści się w niej... biuro Stołecznego Konserwatora Zabytków.
Nic więc dziwnego, że wielu historyków jest gotowych poluzować gorset reguł sztuki i odżałować modernistyczną elewację z lat 30., choć i ta, zrealizowana według projektu Zdzisława Mączeńskiego (autora m.in, kościoła Matki Bożej Różańcowej na warszawskim Bródnie, czy słynnego kościoła w Limanowej), ma swoją wartość. Choćby taką, że obrazuje rozwój myśli architektonicznej - Karta Wenecka zobowiązuje służby konserwatorskie do ochrony także tej wartości.
Ghelamco nie walczy o historyczną fasadę z powodów doktrynalnych. Walczy o nią, bo wierzy, że urokliwy zespół kamienic na Foksal przyciągnie klientów z bardzo grubymi portfelami. By zrealizować swój cel firma poszła jednak na znaczące ustępstwa: zrezygnowała z rozbiórki oficyn, zdecydowała, że zbuduje parking podziemny dużo droższą metodą, oddała projekt w ręce fachowca od rewitalizacji, zobowiązała się odtworzyć freski, sztukaterie i dekoracje we wnętrzach, a nawet zachować nie zawsze funkcjonalny układ mieszkań. W Warszawie częściej pisaliśmy o deweloperach, którzy pod osłoną nocy pozbywali się problemu rozbierając zabytkowe domy bez żadnego pozwolenia, niż o tych, którzy cierpliwie negocjowali z konserwatorem.
Jeśli więc miasto ma się wyłamać z międzynarodowych zasad, to ta inwestycja wydaje się być dobrym powodem. Także dlatego, że precedens będzie czytelnym sygnałem dla właścicieli innych zabytków: ze służbami konserwatorskimi można znaleźć kompromis korzystny dla obu stron.