01 kwietnia 2009
Jakkolwiek nie rozstrzygnie się ostatecznie spór o elewację kamienicy przy Foksal 13, ktoś, komu przypadnie w udziale mieszkanie we frontowej części, z pokoju pierwotnie mieszczącego elegancki i przestronny gabinet, przez wąskie okno w wykuszu mieć będzie taki oto widoczek:
Niczego sobie.
31 marca 2009
Zniknie straszydło z Mikołajek
Straszydło na środku jeziora szpecące od lat panoramę rozciągającą się z kei w Mikołajkach dostanie kolejną szansę. Jak informuje zaprzyjaźniony monitornieruchomosci.pl zapomniana konstrukcja ma się zmienić w luksusowy apartamentowiec. Raczej nie obędzie się bez kontrowersji.
To miejsce zna każdy śródlądowy żeglarz w Polsce. A tylko najstarsi pamiętają Mikołajki bez niego. Młodsi w najlepszym razie pamiętają libacje odbywające się na terenie wiecznej budowy. Miał być hotelem, podobno osiadał na dnie, a żeglarskie legendy głosiły nawet, że straszną w nim duchy zaciukanych gangsterów. Tak czy owak miejsce od lat szpeciło turystyczną stolicę Szlaku Wielkich Jezior Mazurskich, a zadawane rok w rok pytanie, kiedy ktoś zrobi z tym porządek pozostawało bez odpowiedzi.
I choć rynek pogrąża się w kryzysie, to podobno na luksus zawsze są chętni. Na razie mamy inwestora - firmę Inpro, i architekta - biuro Coplan. Efekt ich współpracy, bliski ponoć otrzymania pozwolenia na budowę, jest całkiem interesujący. Budynek na sztucznej wyspie ma zostać przebudowany. Znikną spadziste daszki będące w założeniu dalekim echem lokalnej architektury. Powstanie nowoczesna bryła z dominantą w postaci przeszklonej wieży. Połączenie z lądem - i zupełnie nową częścią hotelową - zapewnić ma podgrzewany, szklany tunel.
Tym razem architekci nie próbowali nawiązywać do mazurskich wzorców. Postawili na współczesną stylistykę, geometrycznego łamańca, szkło i drewno. Całkiem przyjemny projekt, poziomem znacznie odstający od cepelii, jaką są Nowe Mikołajki, czyli wszystko to, co w ostatnich kilkunastu latach zbudowano między rynkiem, a jeziorem. Nigdy nie lubiłem tego plastiku udającego starą zabudowę - zdecydowanie bardziej podoba mi się taka architektura. Obawiam się jednak, że projekt firmy Coplan może zostać odebrany jako zamach na tę stylistykę i wizerunek Mikołajek.
Ja mam tylko problem z oceną skali tego budynku. Wśród wizualizacji brakuje tej najważniejszej; widoku z ulicy Kajki lub z Długiej Kei - tego, który będą oglądać tysiące turystów. Może dlatego, że gdzieś w tle majaczyć musiałaby koszmarna megastruktura - Hotel Gołębiewski. Na tle tej architektonicznej zbrodni nawet najlepszy projekt nie może wyglądać dobrze, nic więc dziwnego, że nawet na powyższym obrazku rozmył się on w mazurskiej mgle. Oby projekt Inpro nie okazał się z kolei palcem na wodzie pisany.
Ja mam tylko problem z oceną skali tego budynku. Wśród wizualizacji brakuje tej najważniejszej; widoku z ulicy Kajki lub z Długiej Kei - tego, który będą oglądać tysiące turystów. Może dlatego, że gdzieś w tle majaczyć musiałaby koszmarna megastruktura - Hotel Gołębiewski. Na tle tej architektonicznej zbrodni nawet najlepszy projekt nie może wyglądać dobrze, nic więc dziwnego, że nawet na powyższym obrazku rozmył się on w mazurskiej mgle. Oby projekt Inpro nie okazał się z kolei palcem na wodzie pisany.
Wizualizacje: Inpro
tekst opublikowany także w portalu monitornieruchomosci.pl
tekst opublikowany także w portalu monitornieruchomosci.pl
30 marca 2009
Zuchwała kradzież na Chłodnej 25
O gablotce z toalety na Chłodnej 25 miałem zamiar napisać w nieco zapomnianym cyklu zagadek "Co to za toaleta?". Uznałem jednak, że byłoby to zbyt prostackie i koniec końców sobie odpuściłem. A tymczasem może się okazać, że straciłem w ten sposób szansę na utrwalenie tego widoku (fot. Chłodna 25):
Gablota z gaciami zespołu Mitch&Mitch została zuchwale zdewastowana i - co gorsza - okradziona z zawartości. A razem z nią przepadło sześć kurtek gości bawiących w lokalu. Tak było w sobotę - a nie dalej jak w piątek wieszając kurtkę na wieszaku z pełnym przekonaniem tłumaczyłem kumplowi, że tu nic nie ginie. Czyżby pierwsze uboczne efekty popularności tego miejsca? Mam nadzieję, że nie, choć trzeba dodać, że już ze dwa razy widziałem tam towarzystwo odstające od dotychczasowego. Szkoda by było.
Miejmy nadzieję, że gacie ukradli rozochoceni fani Mitchów i że je zwrócą razem z kurtkami w terminie, który dała im ekipa z Chłodnej 25. Śledztwo trwa. O przebiegu informować będzie z pewnością strona klubu. Można też zerkać na facebooka lub na tvnwarszawa.pl.
Gablota z gaciami zespołu Mitch&Mitch została zuchwale zdewastowana i - co gorsza - okradziona z zawartości. A razem z nią przepadło sześć kurtek gości bawiących w lokalu. Tak było w sobotę - a nie dalej jak w piątek wieszając kurtkę na wieszaku z pełnym przekonaniem tłumaczyłem kumplowi, że tu nic nie ginie. Czyżby pierwsze uboczne efekty popularności tego miejsca? Mam nadzieję, że nie, choć trzeba dodać, że już ze dwa razy widziałem tam towarzystwo odstające od dotychczasowego. Szkoda by było.
Miejmy nadzieję, że gacie ukradli rozochoceni fani Mitchów i że je zwrócą razem z kurtkami w terminie, który dała im ekipa z Chłodnej 25. Śledztwo trwa. O przebiegu informować będzie z pewnością strona klubu. Można też zerkać na facebooka lub na tvnwarszawa.pl.
A żeby Ci tak własne gacie spadły, złodzieju!
26 marca 2009
Dwa lata dreptania...
Dreptania po urzędowych korytarzach nie lubię. Ale efekty - jak najbardziej. Czsem nawet za cenę nocowanie w biurze. Więcej na tvnwarszawa.pl przez cały czwartek.
25 marca 2009
Tak będzie wyglądał plac Defilad...
Ja już wiem jak :) Ale pokazać jeszcze nie mogę. Zapraszam rano na tvnwarszawa.pl. Nowa koncepcja placu Defilad jest gotowa. Najbardziej niecierpliwi mogą już kawałek zobaczyć - rąbka tajemnicy uchyliliśmy dziś w TVN Warszawa.
A mnie czeka ciężka noc ;)
23 marca 2009
Foksal: jeśli ustępować, to własnie teraz
W minionym tygodniu prasa informowała o decyzji stołecznego konserwatora zabytków. Ewa Nekanda-Trepka nie zgodziła się na przywrócenie bogato zdobionej elewacji kamienicy przy ulicy Foksal 13. Tłumaczy przy tym, że inaczej postąpić nie mogła i że sama liczy na dyskusję, którą przyniesie odwołanie od jej decyzji.
O racjach, które stały za odmową można przeczytać m.in. na stronie tvnwarszawa.pl. Wcześniej pisały o tym warszawskie gazety, pierwsza chyba "Polska". To argumenty, które trudno przełożyć na typowy prasowy język. Spór historyków sztuki i konserwatorów, argumenty wywiedzione z Karty Weneckiej po jednej stronie - po drugiej interes ekonomiczny dewelopera i barwna wizualizacja, a za nią autorytet Anny Rostkowskiej, która ma na koncie niezwykle udane rewitalizacje warszawskich kamienic.
O co właściwie chodzi konserwatorowi zabytków? W największym skrócie rzecz polega na tym, że światowe autorytety w dziedzinie historii sztuki zgodziły się wiele lat temu, iż zadaniem służb konserwatorskich jest m.in. ochrona architektury jako procesu historycznego. A to - mówiąc kolokwialnie - oznacza, że nawet jeśli nie podoba nam się to, co zmajstrowali nasi przodkowie, musimy to chronić.
W przypadku Foksal 13 jest jeszcze jeden problem. Projekt historycznej elewacji został odtworzony na podstawie jednej, czarno-białej fotografii. Nawiasem mówiąc Ghelamco dostało ją ode mnie, a ja - od czytelnika "Dziennika", profesora Marka Kisilowskiego, który znalazł ją w rodzinnym archiwum. Projekt Anny Rostkowskiej, choć przygotowany z ogromnym wyczuciem, nie jest więc w rozumieniu historyków sztuki rewitalizacją - jest wariacją na temat dawnej elewacji. Wariacją, która miałaby zastąpić prawdziwą elewację. Prawdziwą, ale niezbyt efektowną.
Z perspektywy historyków sztuki sprawa jest więc oczywista - nie można skuwać oryginalnej elewacji z lat 30. po to, by zastąpić ją wytworem współczesnej wyobraźni. I dlatego decyzja konserwatora zabytków nie mogła być inna.
Z drugiej strony Ewa Nekanda-Trepka sama przyznaje, że żadnej doktryny nie można traktować jako danej raz na zawsze i liczy, że przypadek Foksal stanie się zarzewiem dyskusji w środowisku historyków sztuki. I przypomina: - Na przykładzie Warszawy doskonale widać, że sztywne trzymanie się zasad z Karty Weneckiej ma swoje słabe strony. Przecież gdyby je zastosowano, nie było by Starego Miasta ani Zamku Królewskiego.
Tymczasem barwna wizualizacja kamienic przy Foksal 13 i 15 przygotowana przez pracownię Anny Rostkowskiej robi niezwykłe wrażenie. Trudno uwierzyć, że ten szykowny, wielkomiejski zakątek to Warszawa. Zapowiedzią tego efektu jest zresztą remont kamienicy pod numerem 11. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że należy ona do miasta, a mieści się w niej... biuro Stołecznego Konserwatora Zabytków.
Nic więc dziwnego, że wielu historyków jest gotowych poluzować gorset reguł sztuki i odżałować modernistyczną elewację z lat 30., choć i ta, zrealizowana według projektu Zdzisława Mączeńskiego (autora m.in, kościoła Matki Bożej Różańcowej na warszawskim Bródnie, czy słynnego kościoła w Limanowej), ma swoją wartość. Choćby taką, że obrazuje rozwój myśli architektonicznej - Karta Wenecka zobowiązuje służby konserwatorskie do ochrony także tej wartości.
Ghelamco nie walczy o historyczną fasadę z powodów doktrynalnych. Walczy o nią, bo wierzy, że urokliwy zespół kamienic na Foksal przyciągnie klientów z bardzo grubymi portfelami. By zrealizować swój cel firma poszła jednak na znaczące ustępstwa: zrezygnowała z rozbiórki oficyn, zdecydowała, że zbuduje parking podziemny dużo droższą metodą, oddała projekt w ręce fachowca od rewitalizacji, zobowiązała się odtworzyć freski, sztukaterie i dekoracje we wnętrzach, a nawet zachować nie zawsze funkcjonalny układ mieszkań. W Warszawie częściej pisaliśmy o deweloperach, którzy pod osłoną nocy pozbywali się problemu rozbierając zabytkowe domy bez żadnego pozwolenia, niż o tych, którzy cierpliwie negocjowali z konserwatorem.
Jeśli więc miasto ma się wyłamać z międzynarodowych zasad, to ta inwestycja wydaje się być dobrym powodem. Także dlatego, że precedens będzie czytelnym sygnałem dla właścicieli innych zabytków: ze służbami konserwatorskimi można znaleźć kompromis korzystny dla obu stron.
O racjach, które stały za odmową można przeczytać m.in. na stronie tvnwarszawa.pl. Wcześniej pisały o tym warszawskie gazety, pierwsza chyba "Polska". To argumenty, które trudno przełożyć na typowy prasowy język. Spór historyków sztuki i konserwatorów, argumenty wywiedzione z Karty Weneckiej po jednej stronie - po drugiej interes ekonomiczny dewelopera i barwna wizualizacja, a za nią autorytet Anny Rostkowskiej, która ma na koncie niezwykle udane rewitalizacje warszawskich kamienic.
O co właściwie chodzi konserwatorowi zabytków? W największym skrócie rzecz polega na tym, że światowe autorytety w dziedzinie historii sztuki zgodziły się wiele lat temu, iż zadaniem służb konserwatorskich jest m.in. ochrona architektury jako procesu historycznego. A to - mówiąc kolokwialnie - oznacza, że nawet jeśli nie podoba nam się to, co zmajstrowali nasi przodkowie, musimy to chronić.
W przypadku Foksal 13 jest jeszcze jeden problem. Projekt historycznej elewacji został odtworzony na podstawie jednej, czarno-białej fotografii. Nawiasem mówiąc Ghelamco dostało ją ode mnie, a ja - od czytelnika "Dziennika", profesora Marka Kisilowskiego, który znalazł ją w rodzinnym archiwum. Projekt Anny Rostkowskiej, choć przygotowany z ogromnym wyczuciem, nie jest więc w rozumieniu historyków sztuki rewitalizacją - jest wariacją na temat dawnej elewacji. Wariacją, która miałaby zastąpić prawdziwą elewację. Prawdziwą, ale niezbyt efektowną.
Z perspektywy historyków sztuki sprawa jest więc oczywista - nie można skuwać oryginalnej elewacji z lat 30. po to, by zastąpić ją wytworem współczesnej wyobraźni. I dlatego decyzja konserwatora zabytków nie mogła być inna.
Z drugiej strony Ewa Nekanda-Trepka sama przyznaje, że żadnej doktryny nie można traktować jako danej raz na zawsze i liczy, że przypadek Foksal stanie się zarzewiem dyskusji w środowisku historyków sztuki. I przypomina: - Na przykładzie Warszawy doskonale widać, że sztywne trzymanie się zasad z Karty Weneckiej ma swoje słabe strony. Przecież gdyby je zastosowano, nie było by Starego Miasta ani Zamku Królewskiego.
Tymczasem barwna wizualizacja kamienic przy Foksal 13 i 15 przygotowana przez pracownię Anny Rostkowskiej robi niezwykłe wrażenie. Trudno uwierzyć, że ten szykowny, wielkomiejski zakątek to Warszawa. Zapowiedzią tego efektu jest zresztą remont kamienicy pod numerem 11. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że należy ona do miasta, a mieści się w niej... biuro Stołecznego Konserwatora Zabytków.
Nic więc dziwnego, że wielu historyków jest gotowych poluzować gorset reguł sztuki i odżałować modernistyczną elewację z lat 30., choć i ta, zrealizowana według projektu Zdzisława Mączeńskiego (autora m.in, kościoła Matki Bożej Różańcowej na warszawskim Bródnie, czy słynnego kościoła w Limanowej), ma swoją wartość. Choćby taką, że obrazuje rozwój myśli architektonicznej - Karta Wenecka zobowiązuje służby konserwatorskie do ochrony także tej wartości.
Ghelamco nie walczy o historyczną fasadę z powodów doktrynalnych. Walczy o nią, bo wierzy, że urokliwy zespół kamienic na Foksal przyciągnie klientów z bardzo grubymi portfelami. By zrealizować swój cel firma poszła jednak na znaczące ustępstwa: zrezygnowała z rozbiórki oficyn, zdecydowała, że zbuduje parking podziemny dużo droższą metodą, oddała projekt w ręce fachowca od rewitalizacji, zobowiązała się odtworzyć freski, sztukaterie i dekoracje we wnętrzach, a nawet zachować nie zawsze funkcjonalny układ mieszkań. W Warszawie częściej pisaliśmy o deweloperach, którzy pod osłoną nocy pozbywali się problemu rozbierając zabytkowe domy bez żadnego pozwolenia, niż o tych, którzy cierpliwie negocjowali z konserwatorem.
Jeśli więc miasto ma się wyłamać z międzynarodowych zasad, to ta inwestycja wydaje się być dobrym powodem. Także dlatego, że precedens będzie czytelnym sygnałem dla właścicieli innych zabytków: ze służbami konserwatorskimi można znaleźć kompromis korzystny dla obu stron.
Inni na ten temat:
Tekst opublikowany także na tvnwarszawa.pl i monitornieruchomosci.pl.
17 marca 2009
16 marca 2009
Europan 10
Dziś przez kilka godzin byłem turystą we własnym mieście. Zwiedzałem Pragę z grupą młodych architektów z całej Polski - uczestnikami konkursu Europan 10.
Na zaproszenie Tomasza Zemły z miejskiego biura architektury i planowania przestrzennego, które współorganizuje konkurs, będę brał udział w pracach jury lokalnej, warszawskiej części tego wieloetapowego konkursu, który obejmuje ponad 60 lokalizacji w całej Europie.
Przedmiotem warszawskiej edycji jest ulica Wileńska, a konkretnie odcinek między Targową, a Konopacką. Zadaniem uczestników będzie rewitalizacja, która jednak nie ma na celu uczynienia z Wileńskiej "salonu Warszawy", lecz "pokoju dziennego" dzielnicy. To określenie Huberta Trammera, współorganizującego polską odsłonę Europanu już po raz drugi. Bardzo zgrabne, dobrze oddające cel opracowania - projektanci muszą ulicę i jej otoczenie przekształcić tak, by ewentualna realizacja ich koncepcji nie prowadziła do gentryfikacji okolicy, nie naruszała lokalnej stryktury społecznej i silnego poczucia związku z mieszkańców z ich ulicą. To ciekawe wyzwanie, idące w poprzek typowych projektów rewitalizacyjnych.
A dziś grupa uczestników zwiedzała okolicę najpierw z pokładu solarisa, potem pieszo. Prażanie na wycieczki z aparatami reagują całkowitą obojętnością, uczestnicy przyglądali się okolicy z ciekawością, a ja zwiedzałem okolice, które przez pewien czas były moje, a w których zakamarki nie miałem czasu zajrzeć.
Obrady jury planowane są na wczesną jesień, więc będzie jeszcze na pewno okazja napisać o samym konkursie i jego przedmiocie. Póki co załączam jedną z niewielu fotek, które dziś zrobiłem. Wyszedłem z założenia, że od fotografowania architektury są lepsi ode mnie, bardziej wyspecjalizowani blogerzy - stąd taki wybór (podwórko sąsiadujące z tym przy 11 listopada 22, skonfliktowane nieco z hałasującymi klubami, w tym Saturatorem, gdzieśmy zakończyli wiosenny spacer):
Na zaproszenie Tomasza Zemły z miejskiego biura architektury i planowania przestrzennego, które współorganizuje konkurs, będę brał udział w pracach jury lokalnej, warszawskiej części tego wieloetapowego konkursu, który obejmuje ponad 60 lokalizacji w całej Europie.
Przedmiotem warszawskiej edycji jest ulica Wileńska, a konkretnie odcinek między Targową, a Konopacką. Zadaniem uczestników będzie rewitalizacja, która jednak nie ma na celu uczynienia z Wileńskiej "salonu Warszawy", lecz "pokoju dziennego" dzielnicy. To określenie Huberta Trammera, współorganizującego polską odsłonę Europanu już po raz drugi. Bardzo zgrabne, dobrze oddające cel opracowania - projektanci muszą ulicę i jej otoczenie przekształcić tak, by ewentualna realizacja ich koncepcji nie prowadziła do gentryfikacji okolicy, nie naruszała lokalnej stryktury społecznej i silnego poczucia związku z mieszkańców z ich ulicą. To ciekawe wyzwanie, idące w poprzek typowych projektów rewitalizacyjnych.
A dziś grupa uczestników zwiedzała okolicę najpierw z pokładu solarisa, potem pieszo. Prażanie na wycieczki z aparatami reagują całkowitą obojętnością, uczestnicy przyglądali się okolicy z ciekawością, a ja zwiedzałem okolice, które przez pewien czas były moje, a w których zakamarki nie miałem czasu zajrzeć.
Obrady jury planowane są na wczesną jesień, więc będzie jeszcze na pewno okazja napisać o samym konkursie i jego przedmiocie. Póki co załączam jedną z niewielu fotek, które dziś zrobiłem. Wyszedłem z założenia, że od fotografowania architektury są lepsi ode mnie, bardziej wyspecjalizowani blogerzy - stąd taki wybór (podwórko sąsiadujące z tym przy 11 listopada 22, skonfliktowane nieco z hałasującymi klubami, w tym Saturatorem, gdzieśmy zakończyli wiosenny spacer):
Subskrybuj:
Posty (Atom)
©
Jeśli chcesz wykorzystać jakiś materiał z tej strony, pamiętaj o podaniu źródła.
--
Obrazek Małego Powstańca na deskorolce autorstwa Jerzego Woszczyńskiego wykorzystałem dzięki uprzejmości autora.
--
Szablon: Denim by Darren Delaye.
--
Obrazek Małego Powstańca na deskorolce autorstwa Jerzego Woszczyńskiego wykorzystałem dzięki uprzejmości autora.
--
Szablon: Denim by Darren Delaye.