27 lutego 2009

Socland z głową

Często spotykam się wśród architektów z opinią, że wizualizacje szkodzą architekturze. Że ją psują, że kiedyś (kiedyś było inaczej, kiedyś było lepiej), gdy pracowało się na modelach, to dopiero było coś! I patrząc na niektóre modele, choćby te prezentowana przez Christiana Kereza w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej - modele jego przyszłej siedziby - można łatwo zrozumieć, o co im chodzi.

Głos za modelami i makietami to przede wszystkim głos za przestrzenią. Przestrzenią przemyślaną, dopasowaną do funkcji, potrzeb, oczekiwań ludzi lub wręcz przeciwnie - idącą w poprzek tych oczekiwań, czasem z jakiegoś ważnego powodu, innym razem z pobudek czysto artystycznych.

Wizualizacje to płaskość. Kolory, samochodziki, ludziki, chmurki i drzewka jako substytut trzeciego wymiaru, udawanie ruchu, którego obchodząc model dookoła udawać nie trzeba. Modele mogą zmienić czyjąś opinię o projekcie, jeśli tylko będzie to osoba na tyle otwarta, by się im przyjrzeć, po obcować z nimi. Wizualizacjom udaje się to znacznie rzadziej.

Ta poniżej należy do tej kategorii:

Pomysł budowy muzeum socjalizmu Socland w Pałacu Kultury ma już swoje lata i przechodził długą ewolucję. Zmieniały się założenia i pomysły architektoniczne. Kilka miesięcy temu powrócił, a wraz z tą informacją pojawił się właśnie powyższy obrazek. Przyznam się szczerze, że gdy go zobaczyłem, nabrałem do projektu większej sympatii.

Jakiś czas temu, przy innej okazji, wspominałem o łódzkim projekcie Energopolis - tam budynek elektrociepłowni dosłownie wstawiono do muzeum. Tu pomysł jest nieco inny, ale przekaz podobny - Pałac Kultury widziany przez szklany dach staje się najważniejszym, największym eksponatem planowanego muzeum, sam nie tracąc przy tym swojej funkcji. Rozwiązanie sprytne, a w dodatku - co widać na tym obrazku - efektowne.

Nie wszystkie detale tego projektu oceniam równie pozytywnie - dwa podświetlone obeliski przed PKiN kojarzą mi się z socrealizmem zbyt dosłownie, metalowa głowa Stalina pobrzmiewa mi rzeźbami Mitoraja - zamiast importowanego z Gori łba wolałbym już jeden z rodzimych pomników, które zostały zwalone na ziemię. Ale może i tu ważny jest efekt skali? Pomysł, by na placu Defilad leżało cielsko takiego pomnika jawi mi się już jako zupełny kabaret. Ale wpuszczenie muzeum pod plac, ujęcie Pałacu Kultury w nawias szklanego dachu będącego jednocześniejpowierzchnią samego placu - to dobry pomysł na symboliczne odczarowanie pałacu, o którym autor tego projektu, Czesław Bielecki, mówił niedawno w wywiadzie dla tvnwarszawa.pl.


Wizualizacje: SocLand
Tekst opublikowany także w portalu tvnwarszawa.pl

23 lutego 2009

[']

Nie zdążyłem przed wyjazdem przywołać na blogu postaci druha Śwista (zrobiłem to w pracy), który odszedł na wieczną wartę, jak to się zwykle mawia w przypadku takich osób, a tu dotarła do mnie kolejna smutna wiadomość. Nie żyje Franciszek Starowieyski.


Grafika na zdjęciu wybrana nie jest ani złośliwie, ani przypadkowo - to po prostu zdjęcie grafiki, którą akurat posiadam. Kupił ją kiedyś w Kazimierzu mój świętej pamięci Ojciec, który z wyprzedającym tam właśnie takie cudeńka Panem Franciszkiem zaczął rozmawiać tylko dlatego, że kiedyś już się mieliśmy okazję wszyscy trzej spotkać. Było to na Mazurach, bodaj w Reszlu, na pewno na zamku krzyżackim*, który zwiedzaliśmy. Ja, jak na dziecko z ADHD przystało, pół kilometra murów przed Ojcem. W pewnym momencie wpadłem do jakiejś komnaty i zobaczyłem Artystę przy pracy. Stał i wpatrywał się w płótno pokryte charakterystycznymi bohomazami wypełniając pomieszczeniem atmosferą Tworzenia. Malował drzewo, właściwie wierzbę. Ciemne kolory, rodem z horroru, straszne. Cofnąłem się dyskretnie i nadchodzącego Ojca przestrzegłem, że tam "jakiś Pan" maluje, więc raczej wchodzić nie należy.

A jednak zajrzeliśmy. I wtedy Pan Franciszek, nie odwracając się do nas, nie patrząc, bardziej wyczuwając niż widząc, że prywatność jego warsztatu została już i tak naruszona powiedział:
- Maluję tu właśnie wierzbę. Wierzbę przez głupiego Karolka wypaloną... - przeraziłem się, jakby naprawdę chodziło o mnie. A Ojciec powiedział tylko, że w takim razie Karolka zabiera, żeby jeszcze czegoś nie nabroił.

Jakiś czas potem, na rynku w Kazimierzu opowiedział to Panu Franciszkowi, który akurat nie Tworzył, tylko sprzedawał swoje... I tak "Gówno" trafiło w nasze ręce, a dziś wisi nad moim biurkiem.

A Pan Franciszek odszedł malować dla Innego Klienta.


* Zwrócono mi uwagę, że zamek w Reszlu nie jest krzyżacki, jedno biskupi. Mój błąd. A że jest (lub była) w nim galeria sztuki współczesnej, to potwierdzałoby, że do spotkania z Panem Franciszkiem doszło właśnie tam.

Takie rzeczy to tylko...

... w Niemczech: dwutomowe wydanie liczby pi.

Ze spisem treści?

22 lutego 2009

Soundtrack

Ścieżkę dźwiękową do spacerów i podróży berlińską komunikacją zapewnił zespół Bonaparte. Tu w kawałku dobrze oddającym mój stan po tych kilku dniach.


Za dobór muzyki i odkrywanie urokliwych zakątków DDR i kawałek podłogi dziękuję serdecznie 3M, linkując przy tym do notki, której u siebie nie zamieszczę, bo moje fotki z fockin' Bruges się nie udały. Za spotkanie i - bądź co bądź - znakomity pretekst do tego wypadu dziękuję z kolei KM.

Operacja miasto.maßa.maszyna zakończona ;)

Dworzec

Zdjęć dworca Głównego właściwie nie robiłem - uznałem, że i tak nie uda mi się oddać perspektywy pięciu kolejnych poziomów z peronami na samym dole i na samej górze. Budynek robi wrażenie skalą, ale też przemyślaną architekturą - bardzo łatwy w obsłudze, w poruszaniu się, nie pozwala właściwie zabłądzić i z pomocą trzech poziomów galerii handlowych sprawnie rozładowuje ruch pasażerski. Pod względem funkcjonalnym znakomita sprawa. Tyle, że sama lokalizacja jakaś taka dziwna - musiałem tam specjalnie pojechać, żeby go obejrzeć, bo ani wysiąść mi się na nim nie opłacało, ani wsiąść, ani nawet w okolicy nie byłem ani razu (nie licząc przejazdów linią średnicową). Wychodzi się z niego i człowiek ma wrażenie, że do miasta, to jeszcze trzeba kawałek dojechać. Może jak dociągną do niego u-bahn, to się trochę zbliży do miasta.

Kontener

O napotkanej architekturze będzie pewnie jeszcze okazja napisać. Może nawet będzie na to czas. na razie taki oto butik utrafiony gdzieś między placem Alexandra, a placem Róży Luksemburg.

Co my wiemy o kebabch?

3 euro za kebab to nie jest może przystępna cena, ale z drugiej strony, jak się ma dobrych przewodników, którzy podpowiedzą co i gdzie zamówić, to można dostać za tę sumę coś takiego:


30 centymetrów kebabu! Po zjedzeniu takiego czegoś człowiek ma wrażenie, że w żołądku wije mu się obcy ;)

Back from Berlin


W Berlinie w jakiejś norze przyjęliśmy haszysz
Zrobiło mi się ciemno, nie mogłem nigdzie trafić
T.Love - Berlin Paryż Londyn

14 lutego 2009

Nie będzie Niemiec gniótł nam płaszcz

W roli głównej - piątkowy "Dziennik". Na stronie 2. aktualny komentarz polityczny Jana "Biją mnie Niemcy" Rokity. A na stronie trzeciej...

Hasło reklamowe brzmi: Warto przeżyć taką chwilę.

Zaiste, było warto.

04 lutego 2009

Plastikowe kwiaty


O jaki jestem rozpieprzony, rozpieprzony
Wąchałem plastikowe kwiaty wczoraj
Tak bardzo lubię czuć się chory, czuć się chory
O jaka jesteś rozpieprzona
T.Love - "Potrzebuję wczoraj"

©
Jeśli chcesz wykorzystać jakiś materiał z tej strony, pamiętaj o podaniu źródła.
--
Obrazek Małego Powstańca na deskorolce autorstwa Jerzego Woszczyńskiego wykorzystałem dzięki uprzejmości autora.
--
Szablon: Denim by Darren Delaye.