08 lipca 2007

Biznes park - to brzmi dumnie

Zwłaszcza na Mokotowie "biznes park" brzmi dumnie. Brzmi, bo nie wygląda. W taką jesienną pogodę, jaką obdarzył nas tegoroczny lipiec wygląda to mniej więcej tak, jak na załączonym obrazku: brukowana ulica Domaniewska, brak chodników, syf, błoto i jeden wielki korek w godzinach biurowego szczytu. Samochody parkują po krzakach i zaroślach, tak że nigdy nie wiadomo, czy uda im się wyjechać z błotnistej mazi, jaką cała okolica jest uraczona. Do tego dochodzi kilka kolejnych inwestycji w fazie budowy, czyli betoniarek, wywrotek, kolejnych porcji ziemi i błota na ulicach, butach i ubraniach. Po prostu koszmar.

A oficjalnie to jest prężnie rozwijająca się dzielnica biznesu.

05 lipca 2007

Audiobook

Jakoś początkowo nie zapałałem entuzjazmem do wydawanych przez Gazetę Wyborczą audiobooków, ale wpadła mi w oko informacja, że Marek Kondrat nagrał dla nich "Złego" Tyrmanda. A że od dawna brakowało mi czasu, by odświeżyć sobie tę książkę, postanowiłem jej posłuchać. Tym bardziej, że jako dzieciak lubiłem słuchać książek w radiu, choć nigdy nie regularnie.

W domu szło mi to bardzo opornie, bo trudno jednocześnie słuchać książki i czytać coś na komputerze. Ale w autobusie audiobook sprawdza się znakomicie! Pierwszy raz od dawna nie przespałem całej podróży.

No i sam "Zły"... Wszystko już o tym napisano, więc nie będę powtarzał. Jedno jest dla mnie niepojęte – jak to się stało, że tej prawdziwie warszawskiej, miejskiej i sensacyjnej historii rodem z amerykańskiego komiksu nikt jeszcze nie przeniósł na ekran?! Przecież to się samo prosi, a w dodatku wciąż jeszcze są w Warszawie miejsca, gdzie można to nakręcić. Coraz mniej, ale są. Wyobrażam to sobie w estetyce "Sin City".

W pewnym momencie wydało mi się, jakby z tego błotnistego, burego półmroku, z deszczu, mgły, śniegu, z tej kotłowaniny szarych postaci wpiły się we mnie jakieś oczy. Teraz przypominam je sobie dokładniej, były przeraźliwie jasne, jarzące się jakby same białka bez źrenic, a tak intensywnie, aż do bólu wbite we mnie, prześwietlone jakąś nieludzką mocą i pasją, straszne!
Leopold Tyrmand - Zły

Obawiam się tylko usilnego uwspółcześniania tej powieści, odzierania ze smaczków, takich jak nazwiska bohaterów (Kalodont, Szuwar, Kolanko, Śmigło czy Kompot) albo nazwy firm (Woreczek!). Nie bez wpływu na mój zachwyt są też obrazki z pracy miejskich reporterów robiących ćwiartkę w bramie w ramach obowiązków służbowych. Tylko jak tu pokazać Milicję Obywatelską, w jakim świetle? Trudno z niej zrobić sojusznika tajemniczego bohatera - porucznik Dziarski z legitymacją MO to jednak nie komisarz Gordon z Gotham City. A porównanie z Batmanem wcale zasadne, jak się wczuć w nastrój. I głos Marka Konrada bez wątpienia w tym pomaga.

A z drugiej strony rozkręca się moda na PRL-owską estetykę, więc kto wie, może obroniłaby się dosłowna, wierna ekranizacja? Na razie znam jeden film próbujący tę modę zdyskontować, z takim sobie skutkiem - to "Segment '76". Wolałbym, by "Zły" nie powtarzał popełnionych tam błędów a ze schematów myślowych na temat PRL korzystał umiejętniej. No i żeby nie wyszła z tego kolejna komedia o i dla dresiarzy. No ale na razie nikt się do tego nawet nie przymierza.

A w kolekcji Gazety jest jeszcze kilka ciekawych książek, w tym "Ferdydurke" w wykonaniu Fronczewskiego. Chyba mam nową zajawkę.

------------------------{ edit: 07.07.07, 20:16 }------------------------

Entuzjazm jednak znacznie opadł, gdy odkryłem, że audiobook to jednak nie książka w całości, lecz w znacznych skrótach. I o ile jeszcze jestem w stanie zrozumieć, że pewnie fragmenty muszą wypaść, bo po prostu byłyby nudne w słuchaniu, o tyle czemu "Zły" nie ma zakończenia, nie rozumiem...

04 lipca 2007

USS Vinyl

Na - jak się pisuje w trendowych gazetach - klubowej mapie stolicy pojawił się nowy lokal: klub Vinyl. Z dobrym sprzętem, smacznym jedzeniem i sympatycznym kierownictwem, które po koleżeńskich układach wprowadzało nas ostatnio w zakamarki tak lokalu, jak i obszernej zawartości kilku barów. Było wiele radości, a potem bolała mnie głowa. Więcej grzechów nie pamiętam.

Pamiętam natomiast logo, które jakimś sposobem znalazło się na chwilę na tapecie mojego telefonu. Obawiam się jednak, że jako pracownik firmy z kapitałem niemieckim i bez obnoszenia się z takimi znaczkami sporo ryzykuję w obecnej sytuacji politycznej, tak więc powróciłem do jedynie słusznego zdjęcia Ukochanej. A całym zajściu zdecydowałem się napisać nie po to, by odwalać kryptoreklamę (bo też kto na moim blogu szuka informacji o stołecznych klubach?!), lecz dlatego, że dolna część Vinylu zaskakuje czymś lepszym od logo - fragmentem statku kosmicznego USS Enterprise we własnej osobie:


Gdyby, dajmy na to, jakaś ekipa chciała nakręcić fanowski film SF - plan zdjęciowy jest niemal gotowy. To wszystko świeci i mruga, a po kilku przejściach w tę i z powrotem teleportowaliśmy się wszyscy do wymiaru delta, zakrzywiliśmy czasoprzestrzeń (rano okazało sie, że to wcale nie było "jeszcze tylko pół godzinki") i grawitację (przy wejściu w nadświetlną trochę bujało).

02 lipca 2007

Polska wygrała z Brazylią!

Z założenia nie jest to blog o piłce nożnej - są inni, którzy znają się na niej lepiej ode mnie i sprawniej wyszukują bramki w YouTube. Ale coś takiego nie zdarza się często - Polacy pokonali Brazylię w piłce nożnej w finałach mistrzostw świata! I wcale nie umniejsza tego sukcesu fakt, że zrobiła to reprezentacja do lat 20. I to po jakim golu!



Cieszę się podwójnie, bo kilka dni temu pisałem w mailu do kolegów o tym, że młodzi Polacy trenujący w takich klubach, jak Real Madryt, niechby i w rezerwach drugiej drużyny, nauczą się tam więcej, niż gdziekolwiek indziej i za parę lat, kto wie, może będą umieć biegać po boisku widząc jednocześnie, co się na nim dzieje? Może na Euro 2012?

A propos Euro - "Życie Warszawy" donosi dziś, że coraz mniej Polaków wierzy, że uda się zorganizować tę imprezę, NIK w raporcie twierdzi, że inwestycje sportowe w Polsce są realizowane w sposób urągający wszelkim normom, a w piątek CBA aresztowało szefa Centralnego Ośrodka Sportu w Warszawie. Jeszcze nie napiszę "a nie mówiłem?", bo naprawdę żadna to satysfakcja, ale widzę, że koniec marzeń jest coraz bliżej.

PS: Teraz czekamy na to, żeby siatkarze dali pretekst do napisania notki pod taki samym tytułem :)

01 lipca 2007

Bestie Boys na Sołdku czyli veni, vidi, zmokli...

... i relacjonować nie mają siły (ani za bardzo czego). Powiem tylko, że dzięki pogodzie Sołdek stał się największą - i najbardziej udaną - atrakcją kilkudziesięciogodzinnej wycieczki do Trójmiasta. Jako jedyny nie zawiódł - w przeciwieństwie do pogody (po stokroć), muzyków (w każdym razie tych nielicznych, których, do których udało nam się dopłynąć, pogody, drogowców oraz pogody.

Symbolem festiwalu stało się obuwie z niebieskich worków na śmieci i taśmy:

Last but not least zawiodła pogoda. I BB, którzy zagrali słabo. A może to my byliśmy już tak zmarznięci i mieliśmy tak dość, że nie bardzo mieliśmy siłę słuchać? Nie zastanawialiśmy się nad tym odkopując samochód z błota po kolana...

PS: Czy wspominałem już, że padało?

30 czerwca 2007

Bohater na miarę epoki web 2.0

Jest godzina 3 nad ranem, a ja jutro o tej porze mam zamiar wychodzić z Openera, więc wiele na ten temat nie napiszę. Niemniej chciałem wspomnieć, że historia tego kolesia jawi mi się jako pretekst do dywagacji o tym, jak strasznie sztucznym, rozdmuchanym i przyziemnym zjawiskiem może być cała ta webdwazerowa bańka, która od jakiegoś czasu pęcznieje na naszych oczach... Ma hasło w Wikipedii, jest od paru dni swoistą ikoną premiery nowego produktu spod znaku jabłuszka, a tak naprawdę to zwykły cwaniak.

Może po powrocie rozwinę tę myśl. A może nie :P

PS: Nocujemy na Sołdku - słabo? :)

28 czerwca 2007

LEGO

Jestem tak zmiażdżony, że nie mam pomysłu na bardziej oryginalny tytuł. Gazeta.pl we współpracy z blogiem Klocki ogłosiła dziś konkurs, ale mniejsza o to - dzięki temu odkryłem rzeczonego bloga i wszystko to, co się za nim kryje.

A kryje się ogromne zjawisko AFOL-i (od Adult Fan Of Lego). Kto się klockami nigdy nie bawił, nie zrozumie. A kto, tak jak ja, budował z nich godzinami i dziś zerka czasem tęsknym wzrokiem na stojące na szafie pudło, którego nie pozwolił wyrzucić czy oddać młodszym krewnym, i ciągle obiecuje sobie, że kiedyś je zdejmie i zbuduje wielki statek kosmiczny, temu wystarczy kilka obrazków, które pozwolę sobie przekopiować z klocki.blox.pl:

Girlsy i giwery:

Scenki rodzajowe:

Coś dla fanów „Lost” (pod linkiem kilka innych zdjęć z tej serii) też się znajdzie (o innych filmach nie mówiąc):

I dla miłośników kolei, także rodzimej:

Oraz szybkich fur:
i niebezpiecznych zabawek:

Przepraszam, że nie podpisuję autorów tych prac - wrzucam po prostu kilka zdjęć, by pokazać różnorodność skal, pomysłów i poziomów abstrakcji. Kto złapie klimat, obejrzy dokładnie na blogu Klocki. Znajdzie tam też informacje, gdzie możne kupić stare zestawy i dowie się nawet, że AFOL-e mają swoją gazetę. Zachęcam, bo to naprawdę niewielka próbka możliwości klocków Lego.

Nie wierzycie? To obejrzyjcie automat do napojów w całości zbudowany z klocków lub film pokazujący możliwości karabinu maszynowego:

27 czerwca 2007

Idzie nowe...

... a stare odchodzi. Trwa rozbiórka pierwszej eleganckiej (na owe czasy) galerii handlowej w stolicy, która i tak wyglądałaby dziś jak ubogi kuzyn Złotych Tarasów. Na jej miejscu stanie za to wielki brat - szklany żagiel Daniela Libeskinda. Albo i nie stanie, bo ciasno tam strasznie i nie bez pewnej racji mieszkańcy okolicy są przerażeni tą wizją. Wystarczy połazić między tymi biurowcami, hotelami i blokami z czasów PRL, by się o tym przekonać. Choć wieżowce robią wrażenie, jest tam klaustrofobicznie.

Latem zeszłego roku szedłem pod tymi wykuszami i żałowałem, że nie mam aparatu, bo fajnie się w nich odbijało miasto i słońce. Teraz miałem, ale nie było słońca, a i z budynku zostało sporo mniej. No i podejść się już nie da. Ale geometryczne odbicia wciąż mi się podobają.

26 czerwca 2007

Spamer szlachcicem?

Sir Norman Foster napisał do mnie maila. Przysłał fragment z Anakreonta i jakiegoś gifka. Ale Google uznało, że Foster spamuje:


;)

21 czerwca 2007

Nowe blogi na horyzoncie

Krążąc po sieci trafiłem na kilka nowych blogów, które na razie dodałem do RSS-Tickera, a jak się przyjmą, to pewnie trafią i tu, do zakładek (choć w praktyce to jednak ticker jest ważniejszy, bo przeca nie stąd wchodzę na swoje ulubione blogi). Niniejsza prezentacja rozpoczyna okres próbny.

Na blogu Andrzeja Andrysiaka, zastępcy redaktora naczelnego Życia Warszawy, trafiłem na wielce zachęcającą do śledzenia bloga analizę sytuacji politycznej z perspektywy obojętniejącego wykształciucha. Bardzo celne.

Nim podam adres drugiego bloga, dwa słowa o tym, jak na niego trafiłem. Wszystko przez Janusza A. Majcherka, który opublikował w weekendowej GW artykuł o homoseksualistach. Początkowo nawet nie wydawał mi się taki głupi, ale miażdżąca krytyka Orlińskiego przekonała mnie dużo bardziej. A osobiście u Majcherka najbardziej zirytował mnie ten fragment:
Oczywiście, w systemie liberalno-demokratycznym każdy ma prawo publicznie (także w formie manifestacji ulicznych) domagać się zmiany różnych obowiązujących regulacji - np. obniżenia granicy wieku, poniżej której czynności seksualne uważane są za pedofilskie, albo zmiany klasyfikacji stopni pokrewieństwa, stanowiących podstawę do uznania stosunków seksualnych za kazirodcze. Ale to nie znaczy, że można publicznie uprawiać lub propagować seks z czternastolatkami lub własną siostrą. Podobnie, podczas manifestacji na rzecz legalizacji marihuany nie wolno jej palić. Można się domagać ochrony czy formalizacji prawnej związków homoseksualnych, ale to nie powód, aby się z nimi obnosić publicznie.
Gazeta Wyborcza, 16.06.2007

Nie sądzę, by była to świadoma manipulacja - podejrzewam raczej, że autor sam nie zauważył, iż w jednym zdaniu zestawia zachowania karalne z czymś co jest legalne, ale nieakceptowane. I niejako sam podkopuje swój tekst. Ale mniejsza o Majcherka. W komentarzach pod krytyką WO są dwa linki - genialne zestawienie.

Otóż "Rzeczpospolita" odkryła ostatnio, jak cynicznie manipulują nami od dwóch dekad środowiska gejowskie (link pewno niebawem wygaśnie, więc radzę się spieszyć)! Czytając to nie mogłem się oprzeć jednej konstatacji - bardziej od cynizmu gejów sprzed dwudziestu lat przeraża mnie świadomość, że tak samo wygląda dziś scenariusz większości kampanii marketingowych jogurtów i past do zębów. O czym zgrabnie pisał Frédéric Beigbeder w książce, którą swego czasu zjebałem ;)

Najlepsze - i tu przechodzimy do sedna sprawy, czy do odkrytego właśnie bloga - są jednak wyniki bloggerskiego śledztwa Barta, który po paru minutach googlowania wykazał, jak głupio wtopiła Rzepa.

Nie ma jednak tego złego, bym nie poznał bloga Barta, gdyby nie owa wtopa, więc generalnie dzień blogowania zaliczam do udanych i na sam koniec polecam uwadze taga "referral fun" u tegoż Barta. Niech żyją widgety - bez nich blokowanie było nudne, jak na blog.pl.

---------------------------------{ edit }---------------------------------

Zapomniałem o jeszcze jednym blogu, z którym się oswajam. Ale właśnie RSS podesłał nową, jakże mądrą notkę.

©
Jeśli chcesz wykorzystać jakiś materiał z tej strony, pamiętaj o podaniu źródła.
--
Obrazek Małego Powstańca na deskorolce autorstwa Jerzego Woszczyńskiego wykorzystałem dzięki uprzejmości autora.
--
Szablon: Denim by Darren Delaye.