"Egzekutor"
Miał 16 lat, gdy zabił pierwszego człowieka. Kolegę. 52 lata później zabił ostatniego. Siebie. Nie był mordercą. Był żołnierzem Armii Krajowej odznaczonym Krzyżem Walecznych. Stefan Dąmbski był egzekutorem.
Stefan Dąmbski, rok 1938 |
Wydana kilka tygodni temu przez Kartę książka "Egzekutor" wywołała spore zamieszanie na długo przed premierą. Nic dziwnego. Wspomnienia Dąmbskiego niewiele mają wspólnego z opowieściami o bohaterskich partyzantach ani powstańcach, co "na tygrysy mieli vis-y". To chłodna i porażająca relacja człowieka, który swoje człowieczeństwo porzucił we wczesnej młodości i nigdy już go nie odnalazł.
Stefan Dąmbski dołączył do rzeszowskich partyzantów jako nastolatek i szybko wyrobił sobie opinię skutecznego wykonawcy wyroków państwa podziemnego. Z jego wspomnień wyłania się niecodzienny obraz życia partyzantów - straceńców, którzy nie liczyli, że przeżyją wojnę. Pogodzeni z perspektywą rychłej śmierci zatracali się w mordowaniu ludzi, których im wskazano, rzadko tylko zastanawiając się nad sensem tego, co robili, wątpliwości topiąc w samogonie.
Dąmbski nie kryje, że lubił swoją "robotę". Mordował z przyjemnością i poczuciem dobrze spełnionego obowiązku wobec ojczyzny. "Tak byliśmy wychowani" - powtarza kilkukrotnie.
"Spełniły się moje marzenia; byłem człowiekiem bez skrupułów... Byłem gorszy od najpodlejszego zwierzęcia. Byłem na samym dnie bagna ludzkiego. A jednak byłem typowym żołnierzem AK. Byłem bohaterem, na piersi którego po wojnie spoczął krzyż Walecznych" - pisze o sobie.
Jego książka - publikowana wcześniej we fragmentach - wywołała zrozumiałe kontrowersje. Protestowały rzeszowskie środowiska AK i mieszkańcy opisanych okolic. Bronili jej historycy. Mnie trudno uwierzyć, że to konfabulacja - po co śmiertelnie chory, samotny człowiek miałby przypisywać sobie coś, co sam uważa za koszmarne, choć uzasadnione zbrodnie?
Spór o to, czy wszystkie akcje odtwarza z dokładnością do jednego detalu wydaje mi się zresztą mniej istotny, od ogólnego wydźwięku tej książki: pokazującej brutalność wojny i czasów, które dziś bardzo często idealizujemy w oparciu o znacznie łatwiejszą i popularniejszą wizję wyłaniającą się ze wspomnień wielu innych członków AK. Chłodna, cyniczna, ociekająca wódką i świeżą krwią mordujących się nawzajem Niemców, Polaków i Ukraińców relacja to akt ciężkiego oskarżenia. Dąmbski nie rzuca go jednak w twarz swoim dowódcom ani państwu podziemnemu. Zdaje się też nie mieć pretensji do losu o to, że przyszło mu żyć w tak strasznych czasach.
O wszystko oskarża tylko siebie. Sam pisze i sam odczytuje sobie wyrok. Daje sobie chwilę na spowiedź i jak wiele razy wcześniej, w chłodny i opanowany sposób wymierza karę.
Stefan Dąmbski dołączył do rzeszowskich partyzantów jako nastolatek i szybko wyrobił sobie opinię skutecznego wykonawcy wyroków państwa podziemnego. Z jego wspomnień wyłania się niecodzienny obraz życia partyzantów - straceńców, którzy nie liczyli, że przeżyją wojnę. Pogodzeni z perspektywą rychłej śmierci zatracali się w mordowaniu ludzi, których im wskazano, rzadko tylko zastanawiając się nad sensem tego, co robili, wątpliwości topiąc w samogonie.
Dąmbski nie kryje, że lubił swoją "robotę". Mordował z przyjemnością i poczuciem dobrze spełnionego obowiązku wobec ojczyzny. "Tak byliśmy wychowani" - powtarza kilkukrotnie.
"Spełniły się moje marzenia; byłem człowiekiem bez skrupułów... Byłem gorszy od najpodlejszego zwierzęcia. Byłem na samym dnie bagna ludzkiego. A jednak byłem typowym żołnierzem AK. Byłem bohaterem, na piersi którego po wojnie spoczął krzyż Walecznych" - pisze o sobie.
Jego książka - publikowana wcześniej we fragmentach - wywołała zrozumiałe kontrowersje. Protestowały rzeszowskie środowiska AK i mieszkańcy opisanych okolic. Bronili jej historycy. Mnie trudno uwierzyć, że to konfabulacja - po co śmiertelnie chory, samotny człowiek miałby przypisywać sobie coś, co sam uważa za koszmarne, choć uzasadnione zbrodnie?
Spór o to, czy wszystkie akcje odtwarza z dokładnością do jednego detalu wydaje mi się zresztą mniej istotny, od ogólnego wydźwięku tej książki: pokazującej brutalność wojny i czasów, które dziś bardzo często idealizujemy w oparciu o znacznie łatwiejszą i popularniejszą wizję wyłaniającą się ze wspomnień wielu innych członków AK. Chłodna, cyniczna, ociekająca wódką i świeżą krwią mordujących się nawzajem Niemców, Polaków i Ukraińców relacja to akt ciężkiego oskarżenia. Dąmbski nie rzuca go jednak w twarz swoim dowódcom ani państwu podziemnemu. Zdaje się też nie mieć pretensji do losu o to, że przyszło mu żyć w tak strasznych czasach.
O wszystko oskarża tylko siebie. Sam pisze i sam odczytuje sobie wyrok. Daje sobie chwilę na spowiedź i jak wiele razy wcześniej, w chłodny i opanowany sposób wymierza karę.
Stefan Dąmbski - Egzekutor
Ośrodek Karta, 2010
Ośrodek Karta, 2010
Dzięki za ciekawe info, jakoś mnie ominęła wiadomość o tej pozycji.
OdpowiedzUsuń