Kapusta kiszona w sosie curry
W weekendowej bieganinie zapomniałem o jedzeniu. Wpadłem więc w drodze do domu do marketu w poszukiwaniu "czegoś na obiad". Wrzucę na woka kurczaka i trochę warzyw i jakoś to będzie - pomyślałem. Ale w dziale mięsnym pustki - tak jakby w weekend ludzie nie jedli. Kurczak? Nie ma. Mielone? Nie ma. Nauczony doświadczeniem w takich sytuacjach lecę do mrożonek - kurczaka na woku można w miarę łatwo zastąpić krewetkami.
Gdy już nabyłem podstawowy składnik, skierowałem się do równie ubogiego tego dnia stoiska z warzywami w poszukiwaniu czegoś, co w moim mniemaniu miało się nadawać do stworzenia jakiegoś pseudoazjatyckiego dania. I gdy tak sobie dumałem między kapustą, porem i cebulą, podeszła do mnie starsza, niezbyt wysoka Azjatka. W ręku miała maleńką torebkę... kiszonej kapusty. Łamaną angielszczyzną poprosiła o pomoc - nie była w stanie znaleźć tego wytworu lokalnej kuchni i tradycji na samoobsługowej wadze. Mnie zresztą też sprawiło to problem, bo system nie jest intuicyjny - na przyciskach są obrazki, ale ułożone w kolejności alfabetycznej nazw, które nigdzie nie są wypisane. A kiszona kapusta i tak jest na końcu. Symbolizuje ją, dla ułatwienia, rysunek beczki :)
Z rozpędu pomogłem jej jeszcze zważyć pomidory, za co zostałem uraczony szerokim uśmiechem, czymś, co pewnie znaczyło dziękuję i kilkunastoma głębokimi pokłonami pani i towarzyszącego je mężczyzny. Całe zdarzenie pozbawiło mnie złudzeń, co do możliwości naśladowania azjatyckiej kuchni, więc kupiłem garść warzyw, gotowy tajski sos curry i pognałem do domu.
Gdy już nabyłem podstawowy składnik, skierowałem się do równie ubogiego tego dnia stoiska z warzywami w poszukiwaniu czegoś, co w moim mniemaniu miało się nadawać do stworzenia jakiegoś pseudoazjatyckiego dania. I gdy tak sobie dumałem między kapustą, porem i cebulą, podeszła do mnie starsza, niezbyt wysoka Azjatka. W ręku miała maleńką torebkę... kiszonej kapusty. Łamaną angielszczyzną poprosiła o pomoc - nie była w stanie znaleźć tego wytworu lokalnej kuchni i tradycji na samoobsługowej wadze. Mnie zresztą też sprawiło to problem, bo system nie jest intuicyjny - na przyciskach są obrazki, ale ułożone w kolejności alfabetycznej nazw, które nigdzie nie są wypisane. A kiszona kapusta i tak jest na końcu. Symbolizuje ją, dla ułatwienia, rysunek beczki :)
Z rozpędu pomogłem jej jeszcze zważyć pomidory, za co zostałem uraczony szerokim uśmiechem, czymś, co pewnie znaczyło dziękuję i kilkunastoma głębokimi pokłonami pani i towarzyszącego je mężczyzny. Całe zdarzenie pozbawiło mnie złudzeń, co do możliwości naśladowania azjatyckiej kuchni, więc kupiłem garść warzyw, gotowy tajski sos curry i pognałem do domu.
Tak wygląda kuchnia fussion w Warszawie :)
Dzielny chłopak :) Poza tym dobrze wiedzieć z tą beczką.
OdpowiedzUsuńCurrywurst trza było zrobić ;-)
OdpowiedzUsuń