Bitwa o handel
"Gazeta Stołeczna" donosi z samego rana, że miasto zamierza zerwać negocjacje z handlarzami z placu Defilad. Decyzja zaskakująca, odważna, ryzykowna, lecz generalnie słuszna.
To jedna z takich zadawnionych spraw, wokół których narasta z czasem tyle różnych "ale", że ciężko o jednoznaczną ocenę. W przypadku handlarzy z KDT czy ze stadionu te "ale" to przede wszystkim miejsca pracy sporej rzeszy ludzi. Ludzi, którzy zaczynali od łóżek polowych, ale z czasem jednak zalegalizowali działalność, płacą niemałe podatki i opłaty za wynajem stanowisk handlowych, mają stałych klientów itd.
Słowem - kupcy. Unikam tego słowa, bo po pierwsze uważam, że jednak znaczy ono coś innego, a po drugie dlatego, że sobie na to nie zasłużyli. W moich oczach stracili, gdy zaczęli szantażować blokowaniem i demolowaniem miasta. Po prawdzie stracili też wtedy w moich oczach prawo do negocjowania jakichkolwiek przywilejów, choć wcześniej skłonny byłem przymknąć oko na to, że są traktowani lepiej od innych, nie mających odpowiedniej masy krytycznej, handlarzy.
Ale co do zasady jestem zdania, że miasto nie powinno nikomu załatwiać działek pod działalność na preferencyjnych warunkach, wchodzić w spółki, udzielać rabatów i głosować 30-letnich dzierżaw bez przetargów. Nie jest to praktyka wolnorynkowa, a w przypadku placu Defilad wprost prowadziłaby do trwania w tym miejscu handlu o formie i treści, która po prostu powinna się przenieść ze ścisłego centrum na peryferia. To nie znaczy, że do szczęścia potrzebne mi są w Centrum tylko drogie domy handlowe - proszę bez demagogii. Ale choć jeden dom handlowy z prawdziwego zdarzenia, taki jakiego w stolicy nie ma od wojny, to bym kiedyś chciał zobaczyć tak nawiasem mówiąc. Znaczy to mniej więcej tyle, że wolałbym, by po drugiej stronie pl. Defilad względem Muzeum Sztuki Nowoczesnej stanął jakiś inny budynek, niż tylko zgrabniej opakowany blaszak KDT, np. jakaś instytucja kultury o odpowedniej randze i miastotwórczym potencjale.
To jedna z takich zadawnionych spraw, wokół których narasta z czasem tyle różnych "ale", że ciężko o jednoznaczną ocenę. W przypadku handlarzy z KDT czy ze stadionu te "ale" to przede wszystkim miejsca pracy sporej rzeszy ludzi. Ludzi, którzy zaczynali od łóżek polowych, ale z czasem jednak zalegalizowali działalność, płacą niemałe podatki i opłaty za wynajem stanowisk handlowych, mają stałych klientów itd.
Słowem - kupcy. Unikam tego słowa, bo po pierwsze uważam, że jednak znaczy ono coś innego, a po drugie dlatego, że sobie na to nie zasłużyli. W moich oczach stracili, gdy zaczęli szantażować blokowaniem i demolowaniem miasta. Po prawdzie stracili też wtedy w moich oczach prawo do negocjowania jakichkolwiek przywilejów, choć wcześniej skłonny byłem przymknąć oko na to, że są traktowani lepiej od innych, nie mających odpowiedniej masy krytycznej, handlarzy.
Ale co do zasady jestem zdania, że miasto nie powinno nikomu załatwiać działek pod działalność na preferencyjnych warunkach, wchodzić w spółki, udzielać rabatów i głosować 30-letnich dzierżaw bez przetargów. Nie jest to praktyka wolnorynkowa, a w przypadku placu Defilad wprost prowadziłaby do trwania w tym miejscu handlu o formie i treści, która po prostu powinna się przenieść ze ścisłego centrum na peryferia. To nie znaczy, że do szczęścia potrzebne mi są w Centrum tylko drogie domy handlowe - proszę bez demagogii. Ale choć jeden dom handlowy z prawdziwego zdarzenia, taki jakiego w stolicy nie ma od wojny, to bym kiedyś chciał zobaczyć tak nawiasem mówiąc. Znaczy to mniej więcej tyle, że wolałbym, by po drugiej stronie pl. Defilad względem Muzeum Sztuki Nowoczesnej stanął jakiś inny budynek, niż tylko zgrabniej opakowany blaszak KDT, np. jakaś instytucja kultury o odpowedniej randze i miastotwórczym potencjale.
Choć obawiam się, że działka może się okazać zbyt wartościowa ;)
Dlatego, jeśli pani prezydent nie - przepraszam za kolokwiazlizm - zabraknie jaj, by uciąć te wszystkie negocjacje z handlarzami i powiedzieć im wprost, że jak chcą dalej działać, to muszą się pogodzić z tym, że warunki dostaną takie jak wszyscy inni - będę pełen podziwu.
Tak przy okazji mają nareszcie zburzyć halę Marcpolu. Na jej miejscu ma powstać jednak jakiś biurowiec. Nikt nie wie jaki. Zamienił stryjek siekierkę na kijek?
OdpowiedzUsuń