Apel Poległych
Staram się być na placu Krasińskich co roku, bo Apel Poległych to naprawdę niezwykła uroczystość. Szkoda, że czasami psują ją sami Powstańcy.
Rozumiem, że w tych kręgach idolem jest ten, który przywrócił pamięć o Sierpniu czyli Lech Kaczyński. Nie odbieram mu tego, ani Powstańcom nie odmawiam prawa do - jak to określił dyrektor Ołdakowski - gradacji braw. Ale buczenie na Tuska? Gwizdanie na - tylko wspomnianego - Bartoszewskiego? Nawet Kwaśniewskiego na tym placu, w tym dniu nie wygwizdywano. Smuci mnie to, bo dopiero co z dyrektorem muzeum cieszyliśmy się, że właśnie Warszawa pokazała, że są takie momenty, gdy można się wznieść ponad. A tu wyszło, że nie każdy potrafi. I tak podniosłą atmosferę jednej z najpiękniejszych znanych mi uroczystości zepsuli ci, którzy przecież byli jej bohaterami.
Nie zabrakło też objazdowego stoiska z antysemickimi książkami i publikacjami dowodzącymi, że Powstanie było zbrodnią dokonaną przez AK na Polakach. Nie zabrakło ekipy, która dopiero co dziękowała Bogu, że zabrał Geremka. Teraz też mieli jakąś szmatę z jakimś durnym hasłem. I ludzi było jakoś mniej, dużo, dużo mniej niż w poprzednich latach.
Zabrakło wzruszenia, więc poszedłem sobie, gdy delegacje ustawiały się za wieńcami.
Szkoda, bo Apel Poległych to uroczystość niezwykła. Gdy prowadzący ją żołnierz wyczytuje nazwy powstańczych oddziałów i woła "Wzywam was, stańcie do apelu!", a kompania reprezentacyjna odpowiada "Chwała bohaterom!", zawsze mnie to miażdży. Dwa lata temu pewien człowiek tłumaczył przybyłym na rocznicę lotnikom z RPA, że Apel to obrzęd przypominający wywoływanie duchów - to bardzo celne spostrzeżenie. Te duchy czasem były na placu obecne. Wczoraj jakby się ulotniły.
Jedno się tylko nie zmieniło - gdy kompania oddaje salwę honorową huk pierwszego strzału jest zawsze głośniejszy, niż się ktokolwiek spodziewa i cały ten tłumek, z roku na rok mniejszy, podskakuje. Potem gdzieś z tyłu słychać płacz dzieci. A potem pada drugi i trzeci strzał, - w oczach Powstańców widać wtedy młodzieńczy błysk. Na twarzach pojawia się zawadiacki grymas. Poszliby jeszcze raz, gdyby musieli, nie mam wątpliwości. I wtedy staliby znów ramię w ramię - ci, co lubią Tuska i ci, co wolą Kaczyńskiego. Taki już jest ten naród.
PS: Pamiętajcie, dziś o godzinie 17 zatrzymajmy się na minutę.
Inni na ten sam temat:
Rozumiem, że w tych kręgach idolem jest ten, który przywrócił pamięć o Sierpniu czyli Lech Kaczyński. Nie odbieram mu tego, ani Powstańcom nie odmawiam prawa do - jak to określił dyrektor Ołdakowski - gradacji braw. Ale buczenie na Tuska? Gwizdanie na - tylko wspomnianego - Bartoszewskiego? Nawet Kwaśniewskiego na tym placu, w tym dniu nie wygwizdywano. Smuci mnie to, bo dopiero co z dyrektorem muzeum cieszyliśmy się, że właśnie Warszawa pokazała, że są takie momenty, gdy można się wznieść ponad. A tu wyszło, że nie każdy potrafi. I tak podniosłą atmosferę jednej z najpiękniejszych znanych mi uroczystości zepsuli ci, którzy przecież byli jej bohaterami.
Nie zabrakło też objazdowego stoiska z antysemickimi książkami i publikacjami dowodzącymi, że Powstanie było zbrodnią dokonaną przez AK na Polakach. Nie zabrakło ekipy, która dopiero co dziękowała Bogu, że zabrał Geremka. Teraz też mieli jakąś szmatę z jakimś durnym hasłem. I ludzi było jakoś mniej, dużo, dużo mniej niż w poprzednich latach.
Zabrakło wzruszenia, więc poszedłem sobie, gdy delegacje ustawiały się za wieńcami.
Szkoda, bo Apel Poległych to uroczystość niezwykła. Gdy prowadzący ją żołnierz wyczytuje nazwy powstańczych oddziałów i woła "Wzywam was, stańcie do apelu!", a kompania reprezentacyjna odpowiada "Chwała bohaterom!", zawsze mnie to miażdży. Dwa lata temu pewien człowiek tłumaczył przybyłym na rocznicę lotnikom z RPA, że Apel to obrzęd przypominający wywoływanie duchów - to bardzo celne spostrzeżenie. Te duchy czasem były na placu obecne. Wczoraj jakby się ulotniły.
Jedno się tylko nie zmieniło - gdy kompania oddaje salwę honorową huk pierwszego strzału jest zawsze głośniejszy, niż się ktokolwiek spodziewa i cały ten tłumek, z roku na rok mniejszy, podskakuje. Potem gdzieś z tyłu słychać płacz dzieci. A potem pada drugi i trzeci strzał, - w oczach Powstańców widać wtedy młodzieńczy błysk. Na twarzach pojawia się zawadiacki grymas. Poszliby jeszcze raz, gdyby musieli, nie mam wątpliwości. I wtedy staliby znów ramię w ramię - ci, co lubią Tuska i ci, co wolą Kaczyńskiego. Taki już jest ten naród.
PS: Pamiętajcie, dziś o godzinie 17 zatrzymajmy się na minutę.
----------{edit}----------
Inni na ten sam temat:
1 sierpnia o 17.00 na Powązkach "gradacja braw" też jest bardzo odczuwalna
OdpowiedzUsuń