23 grudnia 2010

Stało się

fot. Joanna Nowicka
facebook.com/BrutalzKatowic
Na nic protesty, na nic prośby i apele. W Katowicach zaczęło się mordowanie hali dworca i jego niezwykłych, betonowych kielichów. Jedyny przykład polskiego brutalizmu jest od wczoraj równany z ziemią - taki prezent świąteczny zafundowali nam wespół kolejarze, inwestor i lokalni urzędnicy.
Brak słów.

18 grudnia 2010

Wersja mobile

Zaglądacie tu czasem ze swoich komórek? Jeśli tak, to teraz powinno być łatwiej i ładniej - Blogger uruchomił właśnie komórkową wersję blogów.

Z przeglądarki telefonicznej powinno Was przekierować na nią automatycznie. Można ją oczywiście zobaczyć i na zwykłym komputerze, ale nie wygląda to tak zgrabnie, jak na obrazku.

Dla tych, którzy też chcieliby coś takiego odpalić na swoim blogu - instrukcja.

Podejrzeć swojego bloga można z kolei dodając do jego adresu parametr /?m=1.

11 grudnia 2010

Syrenka do paczki, Powstańcy do parku, a PZPR i ONZ do likwidacji

Budowa drugiej linii metra natrafia na najróżniejsze przeszkody; formalne i materialne. Do tych ostatnich zaliczyć można podziemne instalacje, kurzawki i... pomniki.

W tej ostatniej dziedzinie nadchodzi czas niewielkiego remanentu, który obejmie pięć eksponatów.

Syrenka zostaje, głaz i tablica wrócą

Największym pomnikiem stojącym na drodze metra jest warszawska Syrenka. I tu mamy dwie wiadomości. Zła jest taka, że symbol Warszawy zniknie. Dobra taka, że nie będzie przesuwana ani demontowana. Zostanie tylko zapakowana. - W chwili obecnej przygotowywany jest projekt takiego zabezpieczenia - informuje biuro architektury i polityki przestrzennej ratusza.
Na tym nie koniec pomnikowych zmian na Powiślu. Ulokowana tuż obok Syrenki tablica upamiętniająca odznaczenie Warszawy Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari i pobliski głaz poświęcony Powstańcom walczącym na terenie miejskiej elektrowni zostaną przeniesione. Trafią do parku im. Rydza-Śmigłego, prawdopodobnie jeszcze w grudniu. Na swoje miejsce wrócą po zakończeniu budowy metra na Powiślu.

ONZ do likwidacji

Są też pomniki, które będą miały znacznie mniej szczęścia. Stojący dziś między rondem ONZ, a jezdniami ulicy Świętokrzyskiej głaz z napisem "Rondo Organizacji Narodów Zjednoczonych", w asyście dwóch pordzewiałych masztów flagowych zostanie zdemontowany przez wykonawcę inwestycji i już nie powróci.
- W tym miejscu będą usytuowane elementy wyjść ze stacji - tłumaczy biuro architektury. - Kamień z informacją o nazwie ronda oraz maszty nie mają statusu upamiętnienia. Tablica upamiętniająca 50-lecie rocznicy utworzenia ONZ, która usytuowana jest na ścianie budynku ILMET pozostaje bez zmian - dodają urzędnicy.

Czerwony do likwidacji

Największa tajemnica okrywa ostatni pomnik, który też ma zniknąć. To spory głaz w parku Świętokrzyskim. Kamieniowi nie pomogło jednak ani zacieranie wyraźnego śladu po tabliczce, ani nawet to, że przycupnął między ławeczką a śmietnikiem i próbował zamaskować się śniegiem. Po dwóch dekadach dopadła go przeszłość. Ktoś "życzliwy" musiał na niego donieść, wieść niesie bowiem, że głaz ma kontrowersyjną przeszłość. W czasach minionego ustroju upamiętniał ponoć powstanie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Obciążającą poszlaką może być jego czerwonawy kolor.
Urzędnicy o politycznej przeszłości kamienia dyskutować nie chcą. Szef wydziału estetyki przestrzeni publicznej Tomasz Gamdzyk odesłał nas w tej sprawie do biura prasowego, gdzie usłyszeliśmy, że rzecz jest śliska, a pytania - jeśli w ogóle - zadać możemy tylko na piśmie.

Z lakonicznej odpowiedzi, którą następnie wystosowało biuro architektury wynika, że kamień został już zlustrowany. Odbyły się konsultacje z Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, która oceniła, że "nie jest obiektem upamiętniającym". Zostanie więc usunięty, "jeśli będzie kolidował z budową".

01 grudnia 2010

Zimowy sen ratusza

Sporym echem odbił się mój poniedziałkowy komentarz, który opublikowaliśmy także na tvnwarszawa.pl. Po lekturze bez mała dwóch setek komentarzy mam jeszcze kilka spostrzeżeń.

Po pierwsze ta - ponoć zyskująca już nawet pewną sławę w sieci - rada, by przeczekać szczyt komunikacyjny w kawiarni pojawiła się na moim blogu w poniedziałek o godzinie 19, gdy trudno było przewidzieć, że korki potrwają do 2 w nocy. Czegoś takiego współczesna Warszawa chyba jeszcze nie doświadczyła i to się przeczekać rzeczywiście nie dawało. Doświadczenia z lat poprzednich pokazywały, że koło 20 powinno się zrobić dużo luźniej.

Nie wstrzeliłem się więc, ale nadal uważam, że wobec takiej pogody wielu ludzi mogło sobie i innym ulżyć na różne sposoby. Iść pieszo, jeśli ma się blisko. Nie jechać z wizytą do cioci, jeśli się nie musi lub po tańszą o pięć złotych marchewkę na drugi koniec miasta akurat wtedy. Jasne, że są tacy, którzy muszą odebrać dziecko z przedszkola i dla tych osób moja rada mogła być irytująca. Ale ich w ogóle nie miałem na myśli.

Druga rzecz. Bardzo często pojawiający się na naszym forum taka argumentacja: skoro autobusy też stoją w korkach, tramwaje się psują, a jedne i drugie są zapchane do granic absurdu, to wolę stać we własnym, ciepłym samochodzie. A jakby się wszyscy przesiedli do autobusów, to tłok byłby w nich jeszcze większy.

Na pierwszy rzut oka jest w tym trochę racji. Ale jak się zagłębić w szczegóły, to jednak nie do końca. Gdyby na ulice wyjechało w poniedziałek znacząco mniej samochodów, a te które jednak musiały, byłyby lepiej przygotowane, to ruch odbywałby się płynniej i komunikacja miejska działała by po prostu znacznie wydajniej. Każdy dodatkowy samochód w tym bałaganie tylko go zwiększał. Podobnie jak każdy, który ślizgał się, zamiast płynnie ruszać ze świateł i każdy, który nie zdążał zjechać ze skrzyżowania.

Takie rozumowanie - wolę siedzieć we własnym aucie - jest więc po prostu egoistyczne. Jeszcze gdyby kierowcy jadący w pojedynkę chociaż czasem zgarnęli kogoś z przystanku... Ale takiej scenki w poniedziałek nie widziałem. A przecież na tym nieszczęsnym przystanku Stare Miasto wszyscy jadą w tym samym kierunku: do Wileńskiego. I choćby na tym odcinku można kogoś podrzucić, dając mu szansę trochę się przy okazji ogrzać.

Niestety, zima boleśnie obnaża to, że warszawiacy kompletnie nie myślą o innych. Za wszelką cenę walczą o swoje, czasem wylewając przy tym dziecko z kąpielą - potęgując korki, opóźniając autobusy i tramwaje, utrudniając życie kierowcom. Jak człowiek zdobędzie się na nieco dystansu i spojrzy na to z boku, to ten widok jest dosyć smutny.

I jeszcze jedna refleksja na koniec. Boli mnie to, że prezydent miasta nie zabrała głosu w tej sprawie. Nie chodzi mi o to, co PiS-owi; żeby przepraszała za to, że pada śnieg. Chodzi o to, by chociaż zaapelowała do warszawiaków o to, o czym pisałem wcześniej. Nie wierzę, że odniesie to jakiś przełomowy skutek, ale od gospodarza miasta oczekuję, że w takiej sytuacji zabierze głos i podkreśli, że za część tego bałaganu odpowiadamy sami i że o część tej części sami możemy go zmniejszyć.

Tym bardziej, że jest o czym dyskutować. W ciągu 4 dni miasto wydało na walkę z zimą prawie 10 milionów złotych - 10 proc. tego, co pochłonęła cała poprzednia. Na co idzie ta kasa? Głównie na pługi i solarki, które nie są w stanie poradzić sobie ze śniegiem padającym przez kilkanaście godzin non stop. Jeżdżą, żeby nikt nie mówił, że nie jeżdżą? Głośno nikt z ratusza czy Zarządu Oczyszczania Miasta tego nie powie, a może warto?

W dodatku to płużenie i solenie przynosi wątpliwy efekt: ulice są mniej lub bardziej przejezdne, ale chodniki, miejsca parkingowe i ścieżki rowerowe toną pod zwałami brudnego śniegu. Ludzie się przez to przedzierają, łamiąc ręce i nogi. Sól niszczy buty, drzewa, opony i karoserie.

W krajach skandynawskich, gdzie zima jest ostrzejsza, odśnieża się najpierw chodniki i ścieżki rowerowe, zwykle sypiąc tylko piasek lub żwir. Kierowcom pozwala się na jeżdżenie w łańcuchach, ale generalnie zapewnienie im przejazdu nie jest tam priorytetem. Oczywiście, tam jest lepsza komunikacja miejska. Pytanie jednak, czy zamiast wyrzucać dziesiątki milionów złotych w pośniegowe błoto, nie powinniśmy inwestować w komunikację? Za to, co wydaliśmy w ciągu czterech dni można było kupić trzy albo cztery nowe autobusy lub dwa tramwaje. Za to, co wydaliśmy rok temu - zbudować stację metra! Kolejne pytanie: czy wobec faktu, że polska zima potrafi sparaliżować tramwaje, nie powinniśmy jednak na Gocławek budować metra?

To są pytania, które powinny dziś głośno stawiać - i szukać odpowiedzi - władze miasta. Niestety, wszystko wskazuje na to, że te po udanych wyborach zapadły w sen zimowy.

©
Jeśli chcesz wykorzystać jakiś materiał z tej strony, pamiętaj o podaniu źródła.
--
Obrazek Małego Powstańca na deskorolce autorstwa Jerzego Woszczyńskiego wykorzystałem dzięki uprzejmości autora.
--
Szablon: Denim by Darren Delaye.