26 marca 2007

300 mil do Sparty

Jak oceniać coś, co nie jest ani filmem, ani komiksem? Komiksowe kryteria nie powiedzą nic o filmie, to jasne. Ale filmowe zgubią to, co najfajniejsze w komiksie. I chyba w tym tkwi problem.

"300" to fantastyczny komiks. Dzieło kompletne i skończone, w którym każda plansza jest dopracowana w detalach i stanowi jakość samą w sobie. Każda nadaje się na plakat, każda jest wspaniałym obrazem. Jak przenieść to na ekran? Twórcy "Sin City" postawili na dosłowność i wygrali - ożywili komiks robiąc coś graniczącego z filmem animowanym. Tam jednak zadanie było łatwiejsze. Już sam fakt, że był to komiks z nielicznymi wyjątkami czarno-biały powodowało, że ekranowego efektu końcowego nie odbierało się zbyt dosłownie. Tam też k0nwencja przepełniona była ironią, co zresztą znakomicie podkręcono obsadzając w głównych rolach Rourke'a i Willisa.

"300" jest tymczasem komiksem kolorowym i znacznie mniej ironicznym (co wcale nie oznacza, że jest to opowieść historyczna - interpretowanie opowieści Millera w tych kategoriach jest, uważam, zupełnym nieporozumieniem). Już samo to, że kadry są barwne powoduje wszak, że widz traktuje je bardziej dosłownie. W moim przypadku - bez przekonania. Komiks rządzi się swoimi prawami, w tym przede wszystkim skrótem, ale też dużą wolnością stylistyczną. Patos w nim nie razi. Tymczasem na ekranie ten sam patos po prostu boli. Najlepiej widać to chyba w scenie, w której królowa Gorgo przemawia do Spartan. Ta mowa jest tak płaska, że powoduje zgrzytanie zębów. Takich kiksów jest więcej - za mało natomiast scen takich, jak rozmowa Leonidasa z Kserksesem, o skurczach w łydkach.

W warstwie fabularnej skróty też rażą, choć mniej, gdy zna się komiks - gdy się go nie zna, film staje się (tak sądzę) niemal niestrawny. Trzeba sobie zadać pytanie o sens ekranizowania kolejnych komiksów. Jeśli rzecz ma iść w kierunku takim, jak "Spiderman" - proszę bardzo; uważam te filmy za dziecinne, ale przecież właśnie o to w nich chodzi. Gdy jednak ktoś porywa się na opowieści takie, jak "300" powinien chyba do wspaniałej warstwy wizualnej dobudować choć odrobinę więcej fabuły. A może po prostu warto poczekać jeszcze kilkanaście lat z ekranizowaniem kolejnego tak plastycznego komiksu? "Sin City" było krokiem w przód, przy którym "300" zdaje się tylko nieznacznym kroczkiem. Może w przyszłości skok technologiczny sam pociągnie kolejną ekranizację?

Na dziś dużo bardziej chciałbym zobaczyć "Szninkla" (koniecznie w czerni i bieli!) lub "Thorgala" w postaci superprodukcji na miarę "Władcy pierścieni", niż np. "Slaina", któremu nie sposób odmówić ironii, ale który byłby wizualnie jeszcze większym wyzwaniem. Bo choć "300" poraża wizualnie, to zbyt mało, bym mógł określić ten film jako wielki. To po prostu prezent dla fanów komiksów i grafiki komputerowej, ale nie wstrząsające kino.

300 (300 Spartan)
USA, 2007
Reżyseria: Zack Snyder
Scenariusz, na podstawie komiksu Franka Millera i Lynn Varley: Zack Snyder, Kurt Johnstad, Michael Gordon

2 komentarze:

  1. Jak w koncu obejrze 300 to sie wypowiem, komiks znam na wylot i po zwiastunach i innych krotkich filmikach z planu nastawilem sie pozytywnie co do
    ekranizacji...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo też ekranizacja jest świetna. Tylko ja nie bardzo wiem po co - ona mi nie dodała żadnej wartości do tego komiksu po prostu.

    OdpowiedzUsuń

©
Jeśli chcesz wykorzystać jakiś materiał z tej strony, pamiętaj o podaniu źródła.
--
Obrazek Małego Powstańca na deskorolce autorstwa Jerzego Woszczyńskiego wykorzystałem dzięki uprzejmości autora.
--
Szablon: Denim by Darren Delaye.